*

    Jeszcze słówko o czym innym. W czasie wakacji jeden z PT Gości zaczepił mnie, pytając, gdzie u licha widzę „ofensywę medialną nacjonal-katolicyzmu” (użyłem takiego określenia w felietonie dla „Więzi”), skoro główne gazety i telewizje wciąż są w rękach innych sił. Najwyższa pora odpowiedzieć: ofensywa w mediach odbywa się nie tylko i nie przede wszystkim przez zmianę stosunków własnościowych, ale przez skuteczność, z jaką wpływają one na język nas wszystkich. Pozycja telewizji TRWAM i Radia Maryja została wzmocniona jeszcze w zeszłym roku przez obóz rządzący. Wystarczy przyjrzeć się teraz postom w Internecie, żeby zobaczyć, jak struktury językowe dotąd marginalne, jak epitety i niesiony przez nie świat wyobraźni zyskują prawa obywatelstwa. Choćby nacechowane pejoratywnie znaczenie słów „liberalizm” i „lewica” są tu znakomitymi przykładami. Albo uznanie głosów, publikowanych w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, a nawet „Rzeczpospolitej” (zaś od niedawna także na antenie TVN) za głosy z definicji nieobiektywne, reprezentujące jakieś wrogie racje tajemniczego „układu”. To, że władza może chcieć je tak rozumieć, to jedno; to, że ludzie je tak rozumieją, to drugie. Decydujące o ofensywie medialnej jest zatem to, kto przejmie funkcję definiowania rzeczywistości społecznej. Otóż upieram się, że inicjatywa w tej materii została przechwycona przez środowiska nacjonal-katolickie. „Liberałowie” przeszli do defensywy: ustawicznie tłumaczą tylko, że przecież jest inaczej. Inaczej niż jak? Niż tak, jak przedstawiają świat prawicowi radykałowie (nota bene termin „prawica” też uległ przekształceniu, bo ekonomicznie nasza prawica przecież prawicowa nie jest, a do tego nie podważył jej prawicowości sojusz z jawnie – i głupio – lewicową „Samoobroną”).
Pytanie, na które próbuję niniejszym odpowiadać, pojawiło się na marginesie sporu o księdza Halika i stosunek między religią a kulturą, jaki toczyliśmy latem. Niech jego uzupełnieniem (i poparciem dla mojego stanowiska w tym sporze) będzie poniższy cytat, który z zaskoczeniem znalazłem niedawno:
„Religia zawiera w sobie, by tak rzec, drogocenną perłę prawdy, ale ciągle na nowo ukrywa ją przed światem. Z tego względu grozi jej niebezpieczeństwo, że rozminie się z własną istotą. Religia może zachorować i stać się fenomenem niszczycielskim. Może ona i powinna prowadzić do prawdy, ale może również człowieka od prawdy odciąć. Krytyka religii obecna w Starym Testamencie [sądzę, że chodzi o problem bałwochwalstwa – dop. JS] nie stała się dzisiaj w żadnym razie bezprzedmiotowa. Prawdopodobnie stosunkowo łatwo przyjdzie nam krytykować religię innych, lecz musimy być również gotowi do tego, by przyjąć krytykę nas samych i naszej własnej religii”.
Autorem tych słów jest… Benedykt XVI, jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary (tłumaczenie Marka Zająca, źródło: „Tygodnik Powszechny” 2006 nr 40, s.6).

Udostępnij


O mnie



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes