A zatem witam Państwa w nowym wcieleniu. Wprawdzie nie własnym, ale mojej strony. Wielkie podziękowania dla Panów Krzysztofa i Piotra, którzy nad tym kształtem od lata pracowali.

Będziemy tę stronę wespół w zespół jeszcze ulepszać. Przede mną stoi zadanie, by przejrzeć, wybrać i wkleić archiwa, które na razie zniknęły. Postaram się to uczynić do końca roku kalendarzowego, choć…

Ano właśnie: choć. Gdyż życie w charakterze jednoosobowej firmy okazało się zadziwiająco podobne do życia w czasie, gdy pracowałem etatowo. Porzućcie wszelką nadzieję: jeśli ktoś cierpi na NIEDOCZAS, to nie jest, co niniejszym sprawdziłem, kwestia zatrudnienia się w tym, a nie w innym miejscu, u kogoś czy na swoim. To „karma taka” (ukłony dla pani Joanny Kondrat, z której piosenki „Karma” przechwyciłem ten szyk wyrazów). To cecha osobnicza. Wydawało mi się, że skoro już się mnie pozbyto z Trójki, zacznę prowadzić życie nieomal kontemplacyjne. Jak z dziewiętnastowiecznej angielskiej powieści mieszczańskiej. Czytanie gazet, spacery, wizyta w klubie… no dobrze, z klubem przesadziłem, więc: wieczory w fotelu, czasem coś się napisze, kwiatki na balkonie oporządzi (muszę wreszcie zlikwidować skrzynki przed zimą…), z żoną pogawędzi, likierku się popije. Przecież teraz ode mnie zależy, podejmę się czegoś, czy nie. Ale nic z tych rzeczy (choć niby zależy ode mnie). Przez ostatnie dwa tygodnie nie miałem czasu się podrapać. Nie zawaliłem (jak mi się zdaje) żadnego terminu tylko dzięki wieloletniej rutynie. Bo ja tak żyję co najmniej od… tak dawna, że nie pamiętam, od kiedy.

Brak asertywności? Żarłoczność wobec propozycji, wyzwań?

Nie narzekam. Zdaję sobie sprawę, że ewentualny brak pracy byłby miłą odmianą przez jakiś tydzień, może dwa. Do przyjścia pierwszego rachunku do zapłacenia. Do pojawienia się pierwszego niepokoju, co z moją użytecznością. Obserwowałem kiedyś z dość bliskiej odległości tego rodzaju nastroje. Bezrobocie to nie urlop. Wszyscy zapędzeni (jak ja) powinni to sobie powtarzać przed zaśnięciem.

Coś bym chciał Państwu ofiarować na nowy początek… To może obraz mojego ukochanego Joana Miró, który kiedyś zobaczyłem w Centrum Pompidou. Ma przepiękny tytuł: „Sjesta”…

Joan Miró Sjesta

Joan Miró Sjesta

Udostępnij


O mnie



  • Od zarania dziejów z Panem Blogiem :)poprzez różne kształty i formaty – Semper fidelis – albowiem mistrzowska treść najważniejsza.Cieszy też Pańska aktywność na fejsie. Dużo dobrego w nowym wcieleniu:):):)

    Ba Sha

  • Cieszę się z nowej strony. Archiwum jednak szkoda, było tam kilka wpisów, które były dla mnie ważne w bardzo osobisty sposób…

  • Nowy lejaut OK. Ale zniknięcie wszystkich komentarzy pod wpisami? Ech…
    Pozdrowienia z równoległego niedoczasu.

  • Witam, to jak już wszystko po nowemu to może jeszcze jakieś teksty dźwiękowe. Zawsze było miło posłuchać Pańskiego głosu w Trójce. Gorąco pozdrawiam.

  • Dzień dobry. Grafika super, szkoda natomiast, że z użytecznością momentami nie do końca ok. Nie widać np. liczby komentarzy do danego wpisu (za każdym razem trzeba wpis otworzyć, żeby zobaczyć, czy są nowe komentarze, chyba nie chodzi o klikalność??? ;). Nie widać też czyjego autorstwa są poszczególne komentarze. Może można to poprawić? Serdeczne pozdrowienia dla Gospodarza i Odwiedzających.

  • Zdjęcie Pana Redaktora na stronie głównej przepiękne, ale gdzie jest kot? Bez kota, biurka i książek to już nie ten klimat 🙂
    Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes