Pożegnanie z kotem dzieje się pomiędzy:
Nie z człowiekiem, nie z rzeczą. Ty, jak zwykle, pędzisz
Odbity w zaskoczonym tobą krągłym oku.
Ktoś – niezłomny, futrzasty – był i zniknął w mroku.
Pożegnanie z kotem jest ni to, ni owo.
Z czwartku na piątek. I nie ma tej chwili, by słowo
Wypowiedzieć: Dziękuję. Albo rzucić: Wybacz.
Prawdę mówiąc, nic z tego się zresztą nie przyda,
Skoro ludzie od wojny wciąż giną, od nędzy.
Więc jak pożegnać się z kotem? Po cichu. Pomiędzy.
-
Panie Jerzy, Drogi Redaktorze Którego Brakuje W Radiu, przykro mi bardzo…
Za wszystko dziękuję, także za ten prawdziwy wiersz, który sprawił, że prawdziwe łzy płyną.
PS To ciekawe – Leokadia nosiła imię mojej matki. Myślę, że nawet godniej od niej; co zresztą nie należy do sprawy.
Serdecznie pozdrawiam Pana.
-
pięknie pożegnać można się takim wierszem…chociaż ten raczej dla nas, zostających, samotnych bez Leokadii
-
Panie Jerzy,
Bardzo Panu współczuję i – chociaż to żadne pocieszenie – wiem, co Pan czuje. Niedawno pożegnałem Lucka, ponad 20-sto letniego kocura, który towarzyszył mojej rodzinie od czasu, gdy miałem siedem lat.W takich chwilach brakuje słów, pozwolę więc sobie podzielić się wierszem Grzegorza Turnaua, który – w swej, może pozornej, prostocie – bardzo mnie poruszył:
”
nie wiem, co się ze mną stało
moje futro, moje ciało
nagle gdzieś się zapodziałomiałem na ogonie łatkę
białą – pewnie to przez matkę
gdzieś z Łomianek – kotkę-swatkęuwierzycie, moi mili
– byłem nawet na Sycylii
i tam łatkę mą chwaliliteraz nagle jestem nigdzie
nie wiem, co mi z tego przyjdzie
kto tę łatkę dojrzy – i gdzie?nie wiem, co się ze mną stało
życia zawsze, zawsze mało
nigdy się nie wyjdzie całomiałem łatkę na ogonie
i lubiłem to ustronie
gdzie mnie dotykały dłoniejakichś innych, dużych kotów –
jakichś innych
(bogu ducha
za me futro,
za mą wierność)
winnych– czekających mych powrotów
nie wiem, co się ze mną stało
moje futro, moje ciało
nagle gdzieś się zapodziało
„