Czy kiedy pierwszy raz usłyszeliście historię Edypa, nie mieliście ochotę zawołać jak dziecko: „ale przecież on nie chciał!”? Etyka intencji często służy samousprawiedliwieniu; przy czym zazwyczaj, powołując się na nią, nie jesteśmy konsekwentni, bo kiedy ze złych zamiarów nie wyniknie nic konkretnie złego (a czasem, bo i tak się zdarza, niechcący wyniknie coś dobrego), nie oddajemy się bynajmniej wyrzutom sumienia. Tylko w najbardziej dramatycznych okolicznościach zdajemy sobie sprawę, że „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Duński film „Winni” każe nam obserwować właśnie taki przypadek.

Kino skandynawskie ma swoją renomę, ale i swoje cechy charakterystyczne, które niejednego widza drażnią (choć mnie akurat nie). Mroczna tematyka, niespieszne tempo narracji i zimne pejzaże łączą Bergmana i von Triera (no dobra, tego nie lubię!), „Turystę” i szwedzkie ekranizacje powieści Mankella. Dlatego jednak ze sceptycyzmem przyjąłem slogan reklamowy „Winnych” 85 minut czystej adrenaliny – i słusznie, bo moim zdaniem prawdziwa jest w nim tylko liczba minut. Niemniej oglądałem ten film zaintrygowany.

Pomysł przypomina trochę „Wątłą nić” z Sidneyem Poitier, trochę też „Locke’a” z Tomem Hardym. Kamera przez półtorej godziny pokazuje jednego aktora (Jakoba Cedergrena) w niewielkiej przestrzeni centrum alarmowego duńskiej policji – jeśli dobrze policzyłem, wraz z głównym bohaterem znajdujemy się po kolei w trzech pomieszczeniach. Pozostali pracownicy, pełniący dyżur telefoniczny w tym samym czasie, co bohater, jeśli się pojawiają, to w większości ujęć w sferze nieostrości: rozmazani, nieważni. Dynamiczna akcja rozgrywa się nieomal wyłącznie w pejzażu akustycznym: informują o niej rozmowy i dźwięki, dobiegające ze słuchawki (rozkosz dla miłośnika soundartu i – chwilowo, mam nadzieję – unieczynnionego radiowca). Operator filmu stał przed trudnym zadaniem: na ile sposobów można pokazać twarz głównego bohatera (dominują zbliżenia)? W rezultacie jednak muszę się przyznać do pewnej niewygody… moralnej. Fabuła opowiada bowiem niezwykle dramatyczną historię, gdy ja z rosnącą fascynacją śledziłem FORMĘ opowieści. Beształem się, że powinienem się przejąć losem rodziny, której bohater chce pomóc, a zachwycam się maestrią Oskara Skrivera, który odpowiadał za miks dźwięków, i pomysłami Jaspera Spanninga, stojącego za kamerą.

Policjant Asger Holm nie jest niewiniątkiem. Ale nawet gość, który zrobił coś okropnego, a może zwłaszcza ktoś taki, chce odkupić winy, angażując się bardziej, niż tego wymagają procedury, w wydarzenia, których stał się mimowolnym świadkiem i uczestnikiem. Tylko że ta desperacka ochota nie pozwala mu uświadomić sobie, że wie zbyt mało, by wkroczyć skutecznie. Nie mogę napisać nic więcej, żeby nie spalić puenty; nie mogę nawet przywołać oczywistego skojarzenia (powiem tylko enigmatycznie, że mam na myśli pewien film, w którego puencie bohater gra na saksofonie). Przypuszczam, że w kraju skandynawskim ta ponura opowieść ma dodatkowy kontekst: ustanowiono tam państwa opiekuńcze, czego zazdrościmy, ale państwo takie, skoro pomaga, to również interweniuje, niekoniecznie uwzględniając wszystkie okoliczności konkretnej sprawy. Dla mnie, w Polsce, była to niepokojąca historia o błądzącej empatii. O tym, że wskazanie „miej serce i patrzaj w serce” nie musi niestety zmniejszać ogólnego cierpienia. Choć samo przebudzenie własnej emocjonalności pozwala przynajmniej zobaczyć bez upiększeń własne winy. A to daje nadzieję, także komuś takiemu, jak policjant, grany przejmująco przez Jakoba Cedergrena.

Winni, reż. Gustav Mὅller, scen. Gustav Mὅller i Emil Nygaard Albertsen, prod. Dania 2018, dystrybucja w Polsce Gutek Film.

Udostępnij


O mnie



  • A ja w kwestii pobocznej do tematu wpisu; mianowicie – „unieczynnionego radiowca”. Skoro TOK FM postanowiło zrównać swoją ramówkę do poziomu znakomitej większości „urzędujących” tam audycji, czy są jakieś widoki, by Pana usłyszeć „cyklicznie”, a jeżeli tak,to gdzie?

  • @CatLady
    Na zdanie o „poziomie znakomitej większości” audycji Tok FM muszę zareagować – bo może mi być przykro, ale to dobre radio przecież. Odpowiedź zaś na pytanie brzmi: w tej chwili „widoków” nie ma. Myślę, co dalej.
    Pozdrowienia –
    JS

  • Panie Jerzy,
    Tok FM łapało wiatr (patrząc nawet naiwnie na statystyki słuchalności) po desancie i zrobienie z mediów publicznych tuby propagandowej niestrawnej dla większości. Niestety widzę, że nie będą w stanie popłynąć na fali. Zamykanie Rssów z podcastami i dostępu do samych podcastów (za abonamentem) to strzał w stopę. Teraz widzę, że czyszczą ramówkę z programów (a więc i Pana), które nadawały temu radiu koloryt, bo nie oszukujmy się – ich ramówka do południa nie jest jakoś szczególnie różna (w sensie formy i pluralizmu) do tego, co się wyprawia teraz po stronie mediów publicznych (aż korci mnie, aby ubrać ten przymiotnik w cudzysłów). To są rzeczy niepokojące jak media potrafią się zakopywać dzisiaj. O ile z TokFM aż takiego problemu nie mam (chociaż szkoda, że nie posłucham już pewnych audycji), bo rozumiem, że to stacja prywatna, która musi się podać dyktatowi rynku, o tyle zawsze szkoda mi autorskich audycji, które nie są tylko rozmowami na bieżąco dziejącymi się i dotyczącymi tylko „bieżączki”. Życzę im jak najlepiej, ale jako cykliczny słuchacz jestem sceptyczny co do kierunku personalnego i tematycznego. Taka konsolidacja tematyczno-personalna nie służy mediom – wbrew pozorom również prywatnym.

    A tak już bez dygresji, proszę dać znać, gdzie Pan zacumuje okręt.

  • Z historią Edypa to zawsze miałam taki problem, że zabijanie innych kierowców w trakcie kłótni o pierwszeństwo nie jest moralnie akceptowalne, nieważne, czy są oni naszymi krewnymi, czy nie.

  • Nasłuchiwania brakuje

  • @m.p.3
    Tak, słyszałem o tym zdarzeniu. Ale „w języku kulturalnego człowieka brakuje słów”… Więc milczę.
    Smutne pozdrowienia –
    JS

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes