W ciągu ostatnich ośmiu lat irytowali mnie w Polsce symetryści. To wyciąganie zdarzających się, owszem, błędów poprzednich rządów, żeby przedstawiać pisowskie morze łajdactwa jako coś normalnego, wydawało mi się wyjątkowo odstręczające. Już chyba wolałem zdeklarowanych zwolenników Jarosława Kaczyńskiego, niż tych paputczików udających „obiektywnych obserwatorów”. Przychodziło mi do głowy, że mogliby swobodnie powtórzyć za Maską 2 (z „Wyzwolenia” Wyspiańskiego): „Umysł mój uchyla się od małostkowości i szybuje tam, gdzie ty nie sięgasz swoim umysłem” – na co, przypominam, Konrad, reaguje zupełnie słusznie taką oto ripostą: „Ty budzisz we mnie zupełnie nowe kombinacje odruchów. Nie przyszło mi jeszcze nigdy do myśli, żeby trzasnąć w pysk Jowisza”. Ta narracja drażniła mnie tym, że zakłamywała rzeczywistość, ale także tym, że była dyskretnie wyższościowa: „jedni są warci drugich, więc ci drudzy niech uprawiają swoje nikczemne procedery, które zresztą mnie nic nie obchodzą, bo – i tego objaśnienia zwykle nie dopowiadano, trzeba się było domyślić – ja się umiem ustawić w każdych warunkach”. Oportunizm jako świadectwo lepszości. Błe.

Ale okazuje się, że symetryzm może przybrać jeszcze gorszą postać. Przyjrzyjcie się temu, co piszą ludzie o kolejnej odsłonie kofliktu bliskowschodniego.

Po wierzchu jest lukier: warstwa frazesów, tak skonstruowanych, żeby dało się przełknąć to, co poniżej. Z tą warstwą wierzchnią nie da się polemizować, bo zawiera myśli z pozoru oczywiste i bezdyskusyjne. Przecież to jasne, że wszelki rasizm jest zły, że wszyscy mają prawo do życia i dzieci nie powinny ginąć na wojnie. Ktoś chce być rasistą? Ktoś chce odebrać jakimś ludziom prawo do życia? Jest za zabijaniem dzieci? Nie? To w porządku, czyli wszyscy się zgadzamy. A więc – przechodzimy do drugiej warstwy – antysemityzm nie jest większym złem niż islamofobia. Po czym konkluzja (warstwa trzecia, najgłębsza): no, to solidarnie wszyscy musimy potępić izraelskie zbrodnie w Strefie Gazy.

Tym, co ten rodzaj symetryzmu odróżnia od naszego symetryzmu wewnątrzpolskiego, jest bezpieczne oddalenie. Symetrysta wewnątrzpolski nie mógł kompletnie wykluczyć, że i jemu się do uszu naleje. Symetrysta sprawy palestyńskiej znad Wisły drapuje się w szlachetne szaty, wiedząc, że to go nic nie kosztuje. „Po taniości” można potępiać armię izraelską, kiedy nie tobie na łeb mogą spaść rakiety Hamasu, ani nie twoje dziecko hamasowcy mogą porwać i okrutnie zabić.

Po tej zasadniczej nieprzyzwoitości idą kolejne. Zrównanie zła antysemityzmu i islamofobii nie bierze pod uwagę kwestii dość zasadniczej: w zasadach judaizmu nie ma obowiązku nawracania niewiernych, a Żydzi w żadnym momencie, w każdym razie od czasów starotestamentowych, nie planowali podbicia militarnego i kulturowego innych państw. Dlatego antysemityzm musiał opierać się na iluzjach i fałszywkach (w rodzaju Protokołów Mędrców Syjonu), motywację czerpać z przypisywania Żydom intencji i działań, które nie miały związków z rzeczywistością (wykorzystywanie krwi chrześcijańskich dzieci przez ludzi, którym zabronione było spożywanie krwi w ogóle, o ludzkiej już nawet nie wspominając), lub które fałszywie tłumaczono (szerokie poparcie żydowskiej młodzieży dla idei komunistycznego internacjonalizmu, przecież nie po to, żeby zniszczyć Christianitas, tylko żeby rozpowszechnić system, który DEKLAROWAŁ – nieprawdziwie i do czasu – że narodowości znikną, a zatem ustanie wreszcie dyskryminacja z powodu przynależności do takiego czy innego narodu).

Tymczasem islamofobia pojawiła się w reakcji na jawnie wrogie naszej cywilizacji deklaracje islamistów. Nie mówię, rzecz jasna, o muzułmanach, zwykłych wyznawców Proroka, którzy tak, jak im się wydaje najlepiej, żyją w pokoju i chcą tylko zachować swoje obyczaje. Nikt na przykład polskich Tatarów nie atakuje przecież w ramach tzw. „islamofobii”! Ale nie o życie w pokoju chodziło Al-Kaidzie, nie pokój niosą światu Hezbollah, Boko Haram czy imamowie nawołujący do zabijania niewiernych. Naturalnie, jeśli ktoś spokojnie idącego ulicą wyznawcę islamu zaatakuje, sam stanę w jego obronie; ale, ponieważ rozróżnienie wyznawcy islamu od zwolennika ideologii islamistycznej (przyjmijmy takie nazwy, żeby się nie pogubić) nie jest łatwe, moja obrona będzie – owszem – podszyta nieufnością, kogo właściwie bronię. Będę, przyznaję, bronił raczej europejskiej zasady, że na ulicach naszych miast wszyscy się mają czuć bezpiecznie, niż człowieka, który może wcale nie jest zwolennikiem tej zasady, a jego jedyną budzącą troskę cechą jest to, że akurat został napadnięty. Takie są koszty ideologii w rodzaju islamizmu: podszywają się pod przyzwoite religie i sieją nieufność między ludźmi.

Tyle w sprawie zrównania zła antysemityzmu i islamofobii: zdanie niby zacne, jest przecież utożsamianiem postaw zrodzonych w rozmaitych okolicznościach, rozmaicie motywowanych i w niejednakowy sposób związanych z empirią. Pozostaje jeszcze warstwa zewnętrzna: ta, że dzieci, że wojna, że rasizm.

O rasizmie szkoda gadać, bo przecież nie o rasę tu chodzi. Co do dzieci, to uprzejmie informuję, że w czasie walk o Berlin w 1945 roku zginęło mnóstwo niemieckich dzieci. Tak, wojny są straszne i giną w nich niewinni ludzie, a akcje mieszczące się w granicach dość szczególnie zdefiniowanej „etyki działań wojennych” niełatwo odróżnić od zbrodni. Wystarczy przypomnieć Nagar-Khel… I nie mówię tego lekko, bo to okropne. Ale jednak niełatwo byłoby chyba dziś znaleźć, poza środowiskiem neonazistowskim, kogoś, kto wyrzucałby aliantom zachodnim bombardowanie, a Armii Czerwonej zdobywanie, dzielnica po dzielnicy, stolicy III Rzeszy. Gdyż – trzymając się już dzieci jako upiornej, krwawej waluty – mamy świadomość, ile dzieci zginęło w wyniku działań hitlerowców w całej Europie, zresztą zarówno w wyniku ostrzału, jak brutalnej eksterminacji. I gdyby nie całkowite zwycięstwo koalicji nad III Rzeszą, ginęłyby nadal w ilościach przemysłowych.   

Izrael stoi przed diabelską alternatywą. Przez kilkadziesiąt lat po kolejnych OBRONNYCH wojnach proponował jakiś sposób ułożenia się z krajami arabskimi i ludnością arabską Palestyny. Za każdym razem oferta była odrzucana w oczekiwaniu na lepszą. Struna została przeciągnięta i Izraelem rządzi dziś prawica, której rozumowanie w wersji skrajnej rzeczywiście oddał ów (zdymisjonowany zresztą zaraz) minister od pomysłu zrzucenia bomy atomowej na Gazę. Prawica izraelska mniej mnie boli, niż prawica polska, ale też jej nie lubię. Niemniej po ataku Hamasu na Izrael (nie odwrotnie), po zabiciu i porwaniu tysięcy obywateli tego kraju – idiotycznie jest udawać, że się nie rozumie militarnej odpowiedzi Izraela. A jeśli hamasowcy umieszczają swoje punkty dowodzenia i stanowiska rakiet w pobliżu szpitali i szkół, po czym leją łzy nad barbarzyństwem armii izraelskiej, która w te szpitale i szkoły uderza (zresztą zwykle uprzedzając o swoich celach, co jest bez precedensu w praktyce wojennej świata), to płakanie razem z nimi jest niedorzeczne. Bo płakać można i należy, ale nie z Hamasem, tylko przeciw niemu. Palestyńczycy, zresztą nie po raz pierwszy, zostali potraktowani PRZEZ STRONĘ ARABSKĄ przedmiotowo. Nie widzieć tego, to nic nie rozumieć z tragedii, która się tam dzieje.

Ostatnia sprawa: ja akurat byłem w Dżeninie i Nablusie, rozmawiałem z Palestyńczykami – po czym wróciłem do domu i zacząłem sprawdzać to, co od nich usłyszałem. I nawet szczególnie nie mam pretensji, że oszukiwali, bo ich los jest naprawdę nie do pozazdroszczenia. Ale jeśli człowiek się przejmie, że np. w obozie pod Dżeninem zginęło podczas drugiej intifady ponad tysiąc osób, a potem odkryje, że komisja międzynarodowa potwierdziła śmierć stu, to choć jest to o sto za dużo, jednak doniesienia o liczbie ofiar, płynące ze źródeł arabskich, traktuje się od tej pory z pewnym dystansem. Który to dystans zresztą historia z rzekomym zbombardowaniem szpitala w Gazie (gdy okazało się, że nie szpital, tylko jego podwórze, i nie rakieta izraelska, tylko hamasowska) czyni roztropnym.

(zdjęcie własne)

Udostępnij


O mnie



  • Izrael powstał znikąd na terenach Palestyny. Czemu Palestyńczycy mają zgodzić się na oferty pokoju, w których tracą swoje ziemie. Czy Ukraina ma się potulnie pogodzić i załagoszić, kiedy (w hipotetycznej sytuacji) Rosja zagarnie połowę ich państwa, a jej tereny będą sięgały, aż po Kijów.
    Państwa Arabskie nie atakują Izraela, ponieważ jest to państwo żydowskie. Atakują go, ponieważ zagarnął nieswoje tereny i od lat morduje niewinnych Arabów.
    Jeśli idiotycznym jest nie rozumienie czemu Izrael odpowiada na barbarzyński atak Hamasu z 7 października, to jak nazwiemy nie zrozumienie (NIE POPARCIE) ataku Hamasu? Przecież Izrael regularnie, profilaktycznie bombardawoł ludność strefy gazy, jeszcze przed październikiem tego roku. Udawanie, że ten konflikt jest rozpoczęty przez stronę Arabską i legitymizowanie zbrodni Izraela, ponieważ hamas zaczął( w odpowiedzi na zbrodnicze działania Izraela dziejące się na ich ziemiach od lat) jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
    Oczywiście, że nikt nie wspiera Hamasu, który jest organizacją terrorystyczną, kradnnącą pieniądze wysyłane palestyńskim dzieciom i kupuje za nie rakiety. Jednak istnienie Hamasu jest oczywiście winą Izraela. Nie wspominając, że na samym początku Izrael dofinansował tę organizację, to zbrodnicze, otwarcie rasistowskie państo Izrael poprostu utworzyło Hamas. Nie można stworzyć ludziom istnego piekła na ziemi i nie liczyć się z tym, że w zemście zaatakują was diabły. Hamas to mordercy, ale nikt krzyczący „free palestine” ich nie wspiera.
    „Od 2008 roku niewinnych Palestyńczyków zginęło 20 razy więcej, niż Żydów. Z powodu trwającej od 2007 blokady Strefy Gazy przez Izrael 81,5% populacji żyje w biedzie, a 63% nie wie czy będzie miało co jeść. W ciągu 6 dni Izrael zrzucił na Strefę Gazy. 6000 bomb, które zabiły 1500 ludzi. 60% ofiar bombardowań stanowią kobiety i dzieci.” To są dane ONZ, UNRWA i Izraelskich Sił Obronnych. Odpowiedź Izraela jest poprostu niewspółmierna z atakami Hamasu.
    ” „Po taniości” można potępiać armię izraelską, kiedy nie tobie na łeb mogą spaść rakiety Hamasu, ani nie twoje dziecko hamasowcy mogą porwać i okrutnie zabić.” Te zdanie jest oczywiście prawdziwe, ale niewinnych palestyńczyków, którzy już zginęli od bombardowań jest więcej, niż Izraelczyków, którzy mogą w jakikolwiek sposób bać się o swoje życie.
    Jak można wspierać w konflikcie stronę, która zabiła ponad 20 razy więcej cywilów? Wolna Palestyna od Izraela i Hamasu! Tylko w ten sposób możemy wesprzeć prawdziwie cierpiącą stronę tego konfliktu.

  • Tu też niby wszystko się zgadza, ale jednak nie do końca. Bo po pierwsze, mimo że rozmowy pokojowe były, to terytorium Izraela z dekady na dekadę z niewyjaśnionych przyczyn się powiększa (w ramach walki obronnej oczywiście). A po drugie Hamas został niejako wyhodowany przez Izrael, bo łatwiej mieć w oczach publicznych za wroga terrorystów niż sekularny ruch wyzwoleńczy. Kto wiatr sieje..

    Atak na Izrael był bestialstwem – tak, Izrael ma prawo się bronić – też tak, czy można zrozumieć gniew i chęć zemsty – jak najbardziej! Ale nie usprawiedliwia to ani działań poprzednich lat i dekad, ani nie usprawiedliwia próby „ostatecznego rozwiązania kwestii Strefy Gazy”.

  • @Daniel, @Czas przypomnieć sobie Marka Edelmana
    Nie mam poczucia (chyba w odróżnieniu od moich PT Oponentów), że na pewno mam rację. A jednak w głosach obu Panów wyczuwam pewne znamienne przemilczenie. Bo zapytajmy może, kiedy sytuacja będzie do zaakceptowania przez stronę palestyńską? Ano wtedy, kiedy Izrael zniknie z powierzchni ziemi, a jego mieszkańcy ponownie utworzą diaspory w rozmaitych krajach. To jest jasny cel strony arabskiej, czy mówimy o współczesnym Hamasie, czy wcześniej o OWP, czy o krajach sąsiednich (Egipt, Syria, Jordania), które w swoim czasie zablokowały granice, żeby nie pozwolić na odpływ z terytorium Palestyny znacznie wtedy mniejszej populacji. Panowie, krótko mówiąc, mają pamięć lub wiedzę mocno wybiórczą.
    Co do „nieswoich terenów”, to rozumiem, że Panowie wierzą w istnienie Palestyny jako odrębnego kraju w obrębie Imperium Osmańskiego? I że wcześniejsza od napływowej ludności arabskiej, żydowska przeszłość Palestyny nie ma znaczenia?
    W pierwotnych planach syjonistów nie było konfliktu z ludnością arabską. Nieliczni mieszkańcy tych ziem, w większości wówczas pustynnych, mieli być normalnymi obywatelami wspólnego kraju. Jordania, Egipt, Syria na tę propozycję zareagowały wojną 1948 roku. Taki był początek tego dramatu. Więc, Panowie, o uwzględnienie sprawdzalnych historycznych faktów bym jednak prosił.
    Ukłony – JS

  • Panie Jerzy, sporo jest tutaj sugestii odnośnie tego w co wierzę bądź też nie. Ogólnie to nieładnie wkładać słowa w cudze usta.

    Jest też dość lekko rzucone objawienie, co usatysfakcjonuje Palestynę. Może to wynika mojej wiedzy mocno wybiórczej, ale nie jestem w stanie powiedzieć, co byłoby dla Palestyny akceptowalne. Inną rzeczą jest to, że wcale nie twierdzę, że słusznym rozwiązaniem byłoby spełnienie żądań zradykalizowanego społeczeństwa.

    Przez nieswoje tereny mam na myśli wyrzucanie ludzi z miejsca, gdzie żyją. Palestyna to nie tylko Strefa Gazy, a kolonizacja Zachodniego Brzegu trwa.

    Tego, że Izrael jest cierniem dla Arabów w tym regionie świata nie neguję i uważam, że mają prawo do własnego państwa i samostanowienia. Ale przedstawianie tego państwa tak jak Pan to zrobił nie jest uczciwe Historycznie[1]. Dawne zbrodnie nie są oczywiście przyczynkiem do oceny tego państwa dzisiaj, jednak nie zgadzają się one z tezą li tylko obrony.

    Wierzę, że posiada Pan większą wiedzę na temat tego regionu świata niż ja. Dlatego wydaje mi się, że Pańska argumentacja jest nieuczciwa intelektualnie, gdyż argumentuje Pan pod tezę, a nie „pod fakty”.

    [1] https://en.wikipedia.org/wiki/Lavon_Affair

  • To, że Hamas chce pozbyć się żydów jest prawdą. Są organizacją terrorystyczną okradającą Palestynę, mordującą niewinnych Żydów i jej usunięcie byłoby dla wszystkich dobrym rozwiązaniem. Jednak jeśli chcemy się pozbyć Hamasu ze względu na ich mordercze akty to co zrobić z Izraelem? 10 tysięcy śmierci cywili i ponad 60 wyeliminowanych terrorystów od 7 października. (To są dane Izraelskie, więc najprawdobniej zawyżone). Każda śmierć niewinnego dziecka rodzi nowych zwolenników hamasu oraz nowych terrosystów. „Zrzucamy setki bomb na stregę Gazy, liczy się destrukcja, nie dokładność” to słowa oficjeli Izraelskich. Mordowanie kolejnych niewinnych dzieci zrzucając bomby gdzie popadnie nie przybliża nikogo do rozwiązania tego problemu, a jako, że Izrael jest krajem pierwszego świata, który w tym konflikcie zamordował 20 razy więcej ludzi, powinien pójść na ustępstwa, aby go zakończyć.
    Historycznie rzecz biorąc ciężko jest ustalić dokładnie które ziemie należą do kogo. Ważnym faktem jest jednak przypomnienie sobie, że na terenach należących do Palestyny od kilkudziesięciu lat nagle pojawiło się państwo, którego od bardzo dawna tam nie było. Oczywiście reakcja arabska jest nie do przyjęcia i kolejne wojny legitymizowały ataki Izraela. Jednak od momentu owych wojen Izrael regularnie zrzuca bomby na cywilów Palestyńskich, tym samym prowokując Hamas do działania.
    Strefa Gazy stała się nowym gettem, a palestyńczycy nowymi żydami. „Ostateczne rozwiązanie kwesti Palestyńskiej”, zrzucanie bomby na szpitale czy obozy dla uchodźców. To razem z polityką prowadzoną przez państwo Izrael która Arabów porównuje do zwierząt i tak ich również traktuje, przypomina mi polityke pewnego państwa z XX wieku. Hamas ewidentnie jest organizacją nazistowską, ale śmiem twierdzić, że Izrael też się nią stał.
    „Zawsze mamy skłonność do odwracania głowy od tego, co nieprzyjemne” – Marek Edelman.
    Nie odwracajmy głowy od tego czym stało się państwo Izrael, póki nie będzie za późno, a ludność palestyny zniknie całkowicie jak zaproponował Amihaj Elijahu.

  • Szanowny Panie Redaktorze,

    żebyż to było takie proste z tym 1948 rokiem. Kiedy w 1998 roku Izrael świętował półwiecze istnienia, próby publicznego wyjaśnienia przez izraelskich historyków, jak to właściwie z tą wojną 1948 roku było, spotkały się mniej więcej z taką samą reakcją Izraelczyków, jak u nas próba przekazania polskiej opinii publicznej prawdy o zbrodni w Jedwabnem (przy czym nie chodzi tu o porównanie tych dwóch wydarzeń historycznych, mających wszak różną skalę i charakter, lecz raczej o podobieństwo reakcji wyparcia ich z narodowej świadomości). Dobrze udokumentowane jest celowe sięgnięcie przez Ben-Guriona i spółkę po tereny daleko wykraczające poza terytoria przewidziane w planie ONZ, i to na długo przed wkroczeniem do wojny sił państw arabskich https://en.wikipedia.org/wiki/Plan_Dalet#Operations – spory dotyczą tu jedynie motywacji. Część historyków uważa, że miała ona charakter defensywny (uznano, zapewne słusznie, że obszar pierwotnie przewidziany dla państwa żydowskiego przez ONZ byłby bardzo trudny bądź niemożliwy do obrony), ale bardzo wiele przesłanek wskazuje ponoć na to, że na początku strona żydowska konflikt świadomie prowokowała i eskalowała, licząc na łatwe zwycięstwo i zabór terenu, co wkrótce okazało się nader ryzykowną pomyłką. Ocenę dodatkowo komplikuje fakt, że ugrupowania zbrojne walczące po stronie żydowskiej nie miały początkowo jednolitego przywództwa politycznego, co często bywa przemilczane.

    W szerszej skali trafne wydaje mi się porównanie użyte niedawno przez Konstantego Geberta. Konflikt izraelsko-palestyński pod wieloma względami przypomina długą i smutną historię napięć polsko-ukraińskich, od zaszłości sięgających jeszcze przed siedemnastowieczne powstanie Chmielnickiego, przez niszczenie cerkwi i wojskową kolonizację Wołynia w okresie między pierwszą a drugą wojną światową, aż po rzeź wołyńską i akcję „Wisła”. Nie jest żadnym symetryzmem obserwacja, że w długiej historii obu tych konfliktów każda ze stron zawiniła ciężko i haniebnie.

    Nie musieli mieszkańcy Gazy wynosić do władzy Hamasu, wtedy gdy jeszcze mieli jakiś wybór (bo teraz hamasowcy część oponentów tam wymordowali, resztę zaś skutecznie sterroryzowali), a wiadomo już było, że Hamas głosi i realizuje hasła całkiem zbrodnicze. Ale nie musieli też mieszkańcy Izraela wynosić do władzy prawicowych nacjonalistycznych świrów od dawna już skłonnych do prowadzenia czystek etnicznych na terenach zamieszkanych przez ludność arabską: https://polskieradio24.pl/5/3/artykul/538767,studnie-pah-zniszczone-izrael-sie-tlumaczy

    Teraz skrajne ugrupowania po obu stronach konfliktu tylko umacniają swoją pozycję, za nic mając śmierć i cierpienie ludności cywilnej. Jedni i drudzy zasługują na pogardę, choć nie ma symetrii między rodzajami i skalą popełnianych przez nich zbrodni.

    Łączę niskie acz anonimowe ukłony

  • @Daniel
    Pozostaje mi tylko napomknąć, że zarzucanie komuś nieuczciwości (ostatni akapit Pana wypowiedzi) musi być, jeśli mamy pozostać w ramach cywilizowanej dyskusji, poparte czymś więcej, niż „wydaje mi się”.
    @noname, @Czas przypomnieć sobie Marka Edelmana
    O tym, że Izrael ma zniknąć, mówili przedstawiciele strony arabskiej wielokrotnie od 1948 roku, np. Jassir Arafat na forum ONZ jesienią 1973 roku.
    W żadnym momencie nie negowałem – przeciwnie – że sprawa jest zadawniona i zaogniona, ani że Izrael w tej chwili jest rządzony przez prawicę, jak to prawica, dość toporną w pomysłach, co dalej. Ale racjonalne rozwiązanie leży na stole (a raczej już teraz: w szufladzie) od wielu lat – pisze o tym m.in. Konstanty Gebert w książce „Pokój z widokiem na wojnę”. Różnica między nami nie polega na tym, że Panowie widzą skomplikowanie, a ja stronniczo upraszczam, tylko na tym, że w moich oczach zarzucanie państwu, które jest nieustannie destabilizowane przez terrorystów, w dodatku wspieranych przez inne państwa regionu, genocydu, faszyzmu itd. uważam za kuriozalne.
    Ukłony – JS

  • Z całym szacunkiem, pozostaniemy w takim razie przy swoich zdaniach.

    Izrael nie był nigdy państwem równych szans, nie tylko dla arabskich mieszkańców terytoriów okupowanych, ale i dla swoich arabskich obywateli. Owszem, całkiem wielu Izraelczyków o takim państwie marzyło, lecz marzenie to nigdy się nie ziściło, a obecnie zostało chyba ostatecznie pogrzebane. Podlinkowane przeze mnie tłumaczenie się w 2012 roku przez izraelskiego ambasadora, że Palestyńczykom odbiera się dostęp do wody po prostu po to, żeby im nie zaszkodziła, to wspomnienie dawnych dobrych czasów – ostatnio w modzie było raczej przestrzeliwanie nieuzbrojonym palestyńskim demonstrantom nóg.

    To, że widzę w Izraelu systemowe rozwiązania niewiele różniące się od apartheidu i nierzadko stanowiące (stosunkowo łagodną, bo tylko bardzo sporadycznie celowo zabójczą) formę czystek etnicznych, nie oznacza, że próbuję obarczyć Izraelczyków zbiorową winą. Wielu z nich – z zachowaniem proporcji – winnych jest temu, co się tam teraz dzieje, niewiele bardziej niż Pan czy ja winni jesteśmy ekscesów Prawa i Sprawiedliwości. A jednak podobnie jak Pan i ja musimy czasem z bólem i wstrętem ponosić konsekwencje preferencji wyborczych naszych rodaków, Izraelczycy muszą ponosić konsekwencje tego, co wyczyniają liczniejsi od nich ich współobywatele.

    Jeśli skłonny jestem, zwłaszcza ostatnimi laty, dostrzegać winę Izraela niemal na równi z winą strony palestyńskiej, to nie ze względu na to, co Izrael robi teraz (w odpowiedzi na straszliwą zbrodnię Hamasu, która to odpowiedź dokładnie zresztą się w zamierzenia Hamasu wpisuje; w końcu nieprzypadkowo swoje bestialstwa hamasowcy rejestrowali i upubliczniali!), lecz przede wszystkim ze względu na powtarzające się okrucieństwa popełniane przez państwo izraelskie wobec Palestyńczyków w znacznie spokojniejszych czasach. Komu więcej dano, od tego i więcej wymagać się będzie – a to Izrael jest od dawna w sporze z Palestyńczykami stroną wyraźnie silniejszą, choć niekiedy próbuje kreować się na wrażliwą sierotkę.

    Nie da się jednak ukryć, że o ile poza bardzo rzadkimi przypadkami (takimi jak zabójstwo Icchaka Rabina) zarówno Izraelczycy, jak i Żydzi mieszkający poza Izraelem mogą pozwolić sobie na krytykę postępowania rodaków bez narażania się na radykalną przemoc, o tyle muzułmanin czy Arab z rezerwą wypowiadający się o sprawie palestyńskiej musi w znacznie większym stopniu liczyć się z zagrożeniem ze strony współwyznawców i rodaków; żeby już nie wspominać o coraz liczniejszych na całym świecie atakach muzułmanów i Arabów na wspólnoty żydowskie.

    Więc nie, nie ma symetrii w bardzo wielu aspektach, ale dostrzegane przeze mnie asymetrie nie pozwalają mi myśleć o żadnej ze stron tego konfliktu jako o niewinnej czy choćby znacząco mniej winnej. Obie są kolektywnie (jak pisałem wcześniej, myślę tu o winach grup ludzkich, owocujących nolens volens zbiorowym ponoszeniem straszliwych konsekwencji, nijak nie implikując tu indywidualnych win wszystkich członków tych społeczności) winne jak diabli, tyle że w dość odmienny sposób.

    Takie już nieszczęście tego kawałka świata i tych narodów, zawinione zresztą nie tylko przez nie, bo pierwotnie wywodzące się przecież także z koszmarów kolonializmu i Holokaustu, i z niekoniecznie najszczęśliwszych prób zaradzenia im cudzym kosztem (vide deklaracja Balfoura). Istotnie coraz więcej obserwatorów z zewnątrz zaczyna myśleć o Bliskim Wschodzie głównie w kategoriach „The horror! The horror!” i „Exterminate all the brutes”. Co nas w Polsce powinno martwić szczególnie, bo przecież o nas, Ukrainie i Rosji też się często w świecie szeroko rozumianego Zachodu właśnie w ten przepełniony znużeniem i pozbawiony głębszych dystynkcji sposób myśli. Jeśli Polacy dadzą się rosyjskiej propagandzie ponownie podpuścić przeciwko Ukraińcom, to tylko na własną zgubę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes