Czy tęsknota się liczy? Tęsknimy za ludźmi, miejscami, czasami. Tęsknota bywa zastępczym spełnieniem uczucia, na którym zbywało, gdy była dla niego okazja, kairos. Czy ta blizna po tym, co się przeoczyło, co się wymknęło lub tak czy inaczej stało się niemożliwe, ma znaczenie – i na jakiej skali? Czy nie buduje jednak jakiejś zastępczej więzi, gdy realna więź stała się niemożliwa?

Brakuje mi dziś tej specjalnej przestrzeni i specjalnego momentu, otaczających płomień świecy, woskowej kolumny, owocu pracy pszczelnego roju. Odgradza mnie od nich moralna niezgoda. Nie, pewnie nie usłyszałbym w tę Sobotę od ołtarza niczego gorszącego. Kiedyś wystarczał mi goły fakt: skoro niedopuszczalne słowa nie padają (o tej godzinie, w tej świątyni), to nie ma problemu. Dziś potrzebuję wiedzieć: ale dlaczego nie padły? Bo nie było ich nawet na najniższym piętrze świadomości celebransa, czy dlatego, że przemyślnie je zatajono? I co, jeśli o tej samej godzinie gdzie indziej, inny celebrans jednak je wypowiada?

Instytucja została skażona i zakaziła wspólnotę. O co tak naprawdę nam chodziło, gdyśmy się spotykali na liturgii? Tych dwóch czy trzech, co się zgromadzili w Jego Imię, co przez to Imię rozumieją? Mam czułe wspomnienia, ale też przeżyłem wystarczająco wiele, żeby także ze świeckiego życia znać blask nieprawdziwych wspomnień, to jest wspomnień z wydarzeń, których się w całości nie rozumiało, a które miały drugie i trzecie dno. Wspomnienia pozostają wtedy sympatyczne, lecz odkrycie tego, co było „pod spodem”, robi z nich pozłotko, zewnętrzną warstwę. Przeźrocza ładne, ale znikliwe, wystarczy wyłączyć prąd.

Co było i co jest realne? Odświeżyłem sobie „Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego” Tischnera – za kilkadziesiąt godzin będę o nim rozmawiał w radiu – i uderzyła mnie poboczna niby w tym tekście sprawa REALIZMU. Tęsknimy za realnością, za realnością absolutną, ale wydaje mi się teraz, że najpowszechniejsza forma nauczania Kościoła, przeniknięta myślą tomistyczną, chciała tę realność osiągnąć na skróty. Realne jest to, co rzeczywiste – tak uczył Arystoteles. Gdy przecież dziś wiemy, nawet (!) z fizyki, tej królowej przyrodoznawstwa, że świat, doświadczany zmysłami, które miały nas nie mamić, jest właśnie wrażeniowy, jest fenomenem powstałym w zetknięciu się bodźców i naszych zawodnych zmysłów. Realnej realności, że tak zintensyfikuję nazwę tego, o co mi chodzi, nie doświadczamy tak prosto, tym mniej wolno mówić o (oczywistej jakoby) naturze, o bycie, o obiektywnych normach i tak dalej. Jeśli dziś się ktoś przy nich upiera, robi to, bo ma w zanadrzu przemoc, bodaj symboliczną czy prawną – choćby się uprzejmie uśmiechał – i nie stoi za nim ta Prawda, która nas wyzwoli. Co jest rzeczywiste, objawia się w duchu, w tym, co niewyrażalne, czasem w odruchu serca, w niemożliwym do udowodnienia doświadczeniu, że to się właśnie dzieje. Nie w formułach, łańcuchach sylogizmów, nie w kodeksach i przepisach. Ostatnie lata w Polsce pokazały, co się pod nimi kryło naprawdę, i jest na to biblijne słowo: zgnilizna.

Ale zarazem w tych ciemnościach zapalało się światło tamtej świecy. Tęsknota za nim to obecnie wszystko, co mi w tej kwestii pozostało. Obrzęd był czymś urzeczywistniającym, ale skoro okazał się tylko obrzędem, przesłania, zamiast objawiać. Mimo to nie będę chodził za radą bezbożnych i do gromady naśmiewców nie dołączę. Choć bardzo są głośni (nie pamiętam Świąt, żeby – przynajmniej w mojej bańce – tyle było szyderstw, ataków, nieśmiesznych dowcipów antyreligijnych i tak dalej. Co gorsza, psychologiczną ich potrzebę do pewnego stopnia rozumiem).

Wszystkich, którzy, jak ja, czują się osieroceni i opuszczeni przez instytucję, która miała nas wspierać, pozdrawiam poprzez ciemność. Wytrwania i nadziei, Wam wszystkim i mnie: ocalenia tęsknoty, tego śladu duchowości, która czyni nas świadomymi faktu, że nie tylko z tego świata jesteśmy. Gdzieś są zielone pastwiska, spokojne wody; gdzieś jest kres ciemnej doliny. Gdyż Jezus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał.

fotografia własna, ikona kupiona w Sokołowsku

Udostępnij


O mnie



  • Zastanawiam się, czy z symetryzmu można się wyspowiadać, bo jeżeli nie, oznacza to, że maksyma o pokornym cielęciu, które dwie matki ssie należy do pożądanych przez kościół strategii biznesowych.

  • Panie Jerzy, czekałam na Pana wpis wielkanocny i się nie zawiodłam. Jak zawsze pisze Pan w sposób mi bliski. I uświadomił mi Pan, że i ja czuję tę tęsknotę.
    Na szczęście poza Kościołem, obrzędami, kodeksami itd. są Ewangelie i Jezus. Który jest Tajemnicą.

  • „God is nearer to us than our own Soul” (Juliana z Norwich)

    Wierzę, że tego, co w naszych uczuciach prawdziwie dobre, nie jest w stanie skalać żadna ułomność czy niegodziwość obiektu tych uczuć; cała doczesność jest bowiem niedoskonała, ale najdrobniejsze nawet ślady dobra zostaną z niej ocalone na wieczność. Wzruszająca pochwała pracowitej pszczoły trafi tam, gdzie magia bożonarodzeniowej choinki i pierwsza miłość – ogołocone może z naiwności pierwotnych przeżyć i sentymentalizmu wspomnień, lecz nie mniej prawdziwe: „Teraz widzimy przez zwierciadło przez podobieństwo: lecz w on czas – twarzą w twarz.”

    Dobrych świąt, Panie Redaktorze, nie muszą być wesołe!

  • @noname
    Tak na wszelki wypadek dodam pewnie rzecz oczywistą, że w moim tekście jest sporo kryptocytatów i fragment o pszczole do nich oczywiście należy…
    Wzajemnie dobrych Świąt!
    JS

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes