Liczba głosów jawnie niemądrych lub/i niegodziwych przekroczyła moje wyobrażenie na temat tego, ilu może być ludzi wygłaszających podobne opinie. Jednocześnie, ponieważ wszyscy mówią naraz, mam wrażenie, że w gwarze ginie rozróżnienie na to, co jest przedmiotem sporu, i na to, co nie należy do rzeczy. Spróbuję to sobie uporządkować; a jeśli komuś to pomoże, będę się cieszył. Poniższych dwadzieścia (!) punktów próbuje opisać, co wiem (niekiedy uważam lub przypuszczam) na tematy, które w ciągu tygodnia zostały poruszone w internecie (obawiam się, że nie na wszystkie).

  1. Ludy, z których następnie wykształciły się narody, raczej wędrowały po świecie, niż od zarania siedziały w miejscu. Żydzi, którzy przybyli na teren dzisiejszej Polski, zrobili to samo, co przodkowie Polaków, tylko później. Natomiast faktem jest, że byli „gośćmi” w tym sensie, że nie mieli (o ile wiem – nigdy, aż do 1945 roku) tych sam praw politycznych, co pozostali mieszkańcy tych ziem, zresztą zróżnicowani etnicznie (Polacy, Rusini, Litwini, Niemcy, Czesi i tak dalej).
  2. Współżycie tych zróżnicowanych etnicznie grup w obrębie I Rzeczypospolitej układało się rozmaicie. W przypadku Żydów ich odrębność wzmagały czynniki: religijny (niechrześcijanie), językowy (inny alfabet, niesłowiański język), a także obyczajowy (restrykcyjne zasady, nastawione na ochronę odrębności religijno-kulturowej w obcym środowisku).
  3. W momencie narodzin nowożytnego nacjonalizmu – w Polsce po 1864 roku – doszło do pojawienia się antysemityzmu we współczesnym sensie tego słowa. Pokolenie pozytywistów zostawiło dość dużo świadectw, jak to wyglądało in statu nascendi – od noweli Konopnickiej „Mendel Gdański”, przez „Lalkę” Prusa, aż po jawnie antysemickie wypowiedzi Aleksandra Świętochowskiego. Ten ostatni najwyraźniej nie rozumiał, że nie można oferować polskim Żydom asymilacji, a jednocześnie szerzyć przekonania, że są oni niepożądani.
  4. W Dwudziestoleciu polska prawica była skażona antysemityzmem, a im bardziej radykalne jej wcielenie, tym antysemityzm był ostrzej wyrażany. Dochodziło do dyskryminacji i aktów przemocy -w dodatku, niestety, w Kościele katolickim funkcjonowała „teologia bogobójstwa”, obciążająca Żydów en masse winą za śmierć Jezusa (odrzucona podczas Vaticanum II). Natomiast nikt, o ile wiem, nie wyobrażał sobie wtedy, że można jakiś naród w całości eksterminować; co zaskakujące, w Niemczech też jeszcze nie (rozważano raczej, też nieludzkie, wysiedlenia).
  5. Niemcy po wrześniu ’39 wprowadzili na ziemiach okupowanych terror, który doprowadził do rozprzężenia moralnego ogromnych mas ludzkich. Sytuacja Żydów była najgorsza, ponieważ – zanim zdecydowano się na Ostateczne Rozwiązanie w styczniu 1942 roku – wprowadzono już zakaz mieszkania poza gettami (pod karą śmierci), wykorzystywanie do najcięższych prac, racjonowanie żywności poniżej minimum biologicznego, a także odebrano im jakiekolwiek prawa publiczne. Porównywanie z tym losu Polaków dlatego jest błędne, że jakkolwiek dotknął ich terror, nie byli oni w żadnym momencie przeznaczeni do CAŁKOWITEGO unicestwienia. Zdanie to nie kwestionuje cierpień naszego narodu, tylko ustawia je na przerażającej skądinąd skali: Polak nie był człowiekiem pełnowartościowym i można go było zabić – Żyd w ogóle nie był człowiekiem i zabić go było trzeba (prędzej czy później). Oczywiście jest prawdopodobne, że naziści po likwidacji narodu żydowskiego wzięliby się za Słowian – ale na szczęście nie mieliśmy tego okazji sprawdzić.
  6. Społeczeństwo polskie w większości obserwowało los Żydów z obojętnością, brakiem współczucia, a w trudnym do oszacowania procencie – z ulgą („Hitler robi za nas robotę, którą należało wykonać”). Raczej nie było tak, że Polacy gremialnie chcieli pomagać Żydom, tylko bali się grożącej za to śmierci (choć ten czynnik niewątpliwie też działał). Ludowy antysemityzm, wsparty przez ideologię przedwojenną, teologię bogobójstwa i wspomniane w poprzednim punkcie rozprzężenie moralne powodował przypadki zarówno pogromów, jak indywidualnych mordów (często z chciwości). Wolno wierzyć, że regularne szmalcownictwo było zajęciem znacznej mniejszości – i faktem jest, że w pojedynczych przypadkach było ono karane przez polskie Podziemie śmiercią. Należy niestety sądzić, że ratowaniem Żydów zajmowała się, w najlepszym razie, porównywalna z tamtą mniejszość.
  7. Z punktu widzenia Żydów, społeczeństwo polskie, opisane powyżej, było środowiskiem niebezpiecznym – jeśli nawet tylko co dziesiąty Polak był gotów zadenuncjować Żyda (ze strachu, z nienawiści, z chciwości), na ulicy, którą szło raptem kilkunastu Polaków, ktoś taki był NA PEWNO. Zwracam uwagę, że idąc ulicą w centrum większego miasta, kilkunastu ludzi mija się w ciągu paru sekund. Poza większymi miastami procent osób niechętnych był WYŻSZY, więc choć ludzi mniej, niebezpieczeństwo było jeszcze większe. Dlatego można się oburzać, ale nie sposób się dziwić, że w pamięci Ocalonych Polacy jako zbiorowość bywają wspominani jako niewiele mniej groźni, niż okupanci niemieccy.
  8. Opowieści o tym, że po 17 września Żydzi wspierali okupanta sowieckiego wydają się mieszaniną prawdy i zmyślenia (nie mówiąc o tym, że trudno usprawiedliwiać nimi zbrodnie). Z jednej strony: komunizm w teorii (!) proponował likwidację tradycyjnych narodów, przez co był siłą rzeczy atrakcyjny dla mniejszości etnicznych, które sprawdziły, że program asymilacyjny jest zawracaniem głowy (w latach trzydziestych wypominano żydostwo nawet tak spolonizowanym Żydom, jak Leśmian). Z drugiej: zwłaszcza religijnych Żydów, a takich była znaczna większość, nie pociągała przecież ateistyczna ideologia sowiecka. „Żydokomuna” jest antysemickim mitem.
  9. Polacy niewątpliwie nie zorganizowali obozów zagłady i nie pracowali w nich; określenie „polish death camps” sprzyja więc niewiedzy historycznej na świecie, choć w duchu języka angielskiego to określenie MOŻE BYĆ także określeniem miejsca (tak jak nazwa „getto warszawskie” nie sugeruje, że zorganizowali je warszawiacy). Warto to określenie zwalczać.
  10. Nie było w Polsce: współpracującego z hitlerowcami rządu, polskich jednostek wojskowych w służbie Hitlera, a instytucjonalna współpraca z okupantem „granatowej policji” była wymuszona (choć policjanci wykazywali się niekiedy nadmierną gorliwością). Duma z tego powodu wydaje mi się o tyle dwuznaczna, że… nie było takiej oferty ze strony okupanta niemieckiego! Polacy z założenia nie byli traktowani tak, jak np. Francuzi. Niemniej, gdyby ktoś obciążał Polskie Państwo Podziemne winą za Zagładę, byłby niekompetentnym głupcem. Warto tę świadomość propagować – ale, podobnie jak w poprzednim punkcie, można mieć wątpliwości, czy prawo karne jest skutecznym środkiem zaradczym.
  11. Żydzi, poddani praktykom eksterminacyjnym, zachowywali się tak, jak mogą zachowywać się w sytuacji granicznej ludzie w ogóle: byli wśród nich ludzie dzielni, byli załamani, zdarzały się większe lub mniejsze kanalie. Wypominanie im jako zbiorowości tego, że istniała żydowska policja w gettach, czy takie postaci, jak Chaim Rumkowski, i porównywanie tego z polskimi szmalcownikami, to jednak w najlepszym razie efekt zapomnienia, że sytuacja Żydów pod okupacją niemiecką była jeszcze i znacznie gorsza, niż Polaków.
  12. Wydaje mi się prawdopodobna teoria Joanny Tokarskiej-Bakir, że powojenna teoria spiskowa o Żydach, którzy są wszędzie, tylko pod zmienionymi nazwiskami, jest nie tylko powiązana z rzeczywistymi przypadkami pozostawania Ocalonych pod przybranymi nazwiskami okupacyjnymi, ale też – odruchową metodą na uporanie się ze skandalem Zagłady. Niewiara, że można było przemysłową metodą zgładzić kilka milionów ludzi prowadzi do pytania, gdzie oni w takim razie się podziali, a to do ludowej wiary, że są, tylko incognito.
  13. Tzw. „mienie pożydowskie”, jakkolwiek w sporej części rekwirowane przez Niemców, wpadało także w ręce polskie; dlatego po wojnie powrót nielicznych Ocalonych stawiał nowych właścicieli ich dóbr w sytuacji, w której (po sześciu latach doświadczeń, jak tanie jest ludzkie życie) dochodziło nieraz do mordowania Ocalonych – z chciwości.
  14. Gdy AK została przez Rząd Londyński rozwiązana, beznadziejną walkę z władzami, przywiezionymi przez Armię Czerwoną, prowadziły dalej oddziały nacjonalistyczne, które AK się nie podporządkowały (lub podporządkowały na krótko), a także pozbawione jasnej przynależności (i kontroli) oddziały, których akcje rekwizycji, zemsty, pacyfikacje – nieraz dotykające właśnie ludność niepolską, w tym ocalałych z Zagłady Żydów – bardzo trudno jest usprawiedliwić. Sytuację zaciemnia fakt, że wykonywano też wyroki na prosowieckich urzędnikach, milicjantach, zwolennikach, z których część była Żydami – ale motywacje patriotyczne (antysowieckie) i antysemickie mieszały się ze sobą.
  15. Na tym tle wyraźnie osobnymi wypadkami są pogromy Żydów, motywowane antysemityzmem w sensie ścisłym. Myślę tu przede wszystkim o pogromie kieleckim. Być może miała w nim pewien udział bezpieka, ale wydaje się, że najwyżej taki, jak Niemcy w Jedwabnem. Do prowokacji potrzeba prowokatorów, ale i tych, którzy sprowokować się dadzą. Duchowni Kościoła katolickiego w większości nie dali wówczas świadectwa, którego wolno było po nich oczekiwać.
  16. Zniknięcie kultury jidisz – efekt Zagłady – postawiło na porządku dziennym bardziej, niż kiedykolwiek, pytanie o to, co stanowi o narodowej tożsamości. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował polskości Chopina, Matejki czy Zanussiego, choć trzy, dwa, a nawet jedno pokolenie wstecz ich rodziny były francuskie, czeskie, włoskie. Polscy Żydzi są z jakiegoś powodu wyjęci spod zdroworozsądkowej zgody na to, że narodowość jest cechą nabywaną i wybieralną. Tymczasem wielu z Ocalonych założyło rodziny z Polkami/Polakami, zrezygnowało ze swojego języka, religii, obyczaju. Mimo to właśnie ich dzieci i wnuki stały się ofiarami antyżydowskich ekscesów lat 1967-1968, jak i późniejszej niechęci.
  17. W strukturach Urzędu Bezpieczeństwa była, oczywiście, nadreprezentacja Żydów. Ale – por. punkt (8), plus przypadki ulegania chęci niesprawiedliwej, ale psychologicznie zrozumiałej zemsty na współobywatelach, którzy nie pomogli. W zbrodnie stalinowskie i stalinizm jako taki byli także zaangażowani Polacy. Ani jedni ani drudzy nie robili tego w imię swoich narodów, tylko w imię ideologii, czasem z zemsty lub chęci zysku. Jeszcze raz: „żydokomuna” jest antysemickim mitem.
  18. O problemie izraelsko-palestyńskim należałoby napisać jeszcze drugie tyle punktów, więc powiedzmy tylko, że (a) według pierwotnych planów Ben Guriona Izrael miał być państwem dwóch narodów, izraelskiego i arabskiego (palestyńskiego) i nie Żydzi spowodowali, że to się nie udało; (b) nacjonalistyczna prawica izraelska nie jest inna, niż inne nacjonalistyczne prawice na całym świecie, czyli głupia; (c) póki nawet sympatyczni Palestyńczycy, spotkani przez mnie w Dżeninie i Nablusie, będą mówili o palestyńskich terrorystach per „męczennicy”, póty – nawet gdyby w rządzie Izraela siedziały same anioły i mędrcy – nic się nie da zrobić.
  19. Ożywienie antysemityzmu w 1968 roku także (jak zapewne wydarzenia z Jedwabnego czy Kielc) było sprowokowane. Niemniej podatność na tę prowokację niemałej części naszego społeczeństwa jest poza dyskusją. Skutki tamtych wydarzeń – emigracja ludzi, którzy po Holokauście wybrali Polskę jako swój kraj! – pokazuje, że antysemityzm (antyjudaizm, judeosceptycyzm – to przecież wszystko jedno) jest nie tylko niemoralny (po Holokauście: skandalicznie niemoralny), ale w dodatku, w swoich konsekwencjach, jadowicie antypolski, bo pozbawia nasz naród wartościowych dopływów, a na domiar złego paskudzi nam opinię na świecie.
  20. Reakcje środowisk żydowskich na świecie bywają nadmiernie nerwowe, a niektóre głosy – zacietrzewione. Tak. Naród, który próbowano ZLIKWIDOWAĆ W CAŁOŚCI ma prawo jeszcze długo do nadmiernej nerwowości i zacietrzewienia.

Nie wydaje mi się, by którykolwiek z powyższych punktów był zaskakujący. To raczej seria oczywistości. Czy przypominanie oczywistości w czymś pomoże? Na inną terapię społeczną brak mi w tej chwili pomysłu…

(na fotografii – sztandar z Powstania Styczniowego, wyhaftowany przez – jak głosi napis – „Polki Izraelitki”. Ze zbiorów muzeum Polin, reprodukcja ze strony www.fzp.net.pl – Forum Żydów Polskich)

Udostępnij


O mnie



  • 0. Celem ustawy jest cenzura w wykonaniu Inkwizycji Politycznych Nieudaczników (w skrócie IPN).

  • Ad 10. O ile dobrze pamiętam, to Karski w Tajnym Państwie pisał, że jakaś nieśmiała oferta stworzenia kolaboracyjnych władz Polski ze strony Niemców była.

  • Przepraszam, że poprzednio zwróciłem się do Pana „Panie Sosnowski”.
    To prawda, że wygląda to nie elegancko, przynajmniej w języku Polskim. Inni zwracają się po imieniu, a ja jakoś nie śmiałem.
    W pewnym sensie nawet czuję się zaszczycony, że zwrócił mi Pan uwagę.
    Więc teraz piszę: Szanowny Panie Jerzy, to co napisał Pan w punkcie 20 o prawie do nerwowości i zacietrzewienia już było praktykowane w stosunku do innego narodu.
    Narodu upokorzonego po pierwszej wojnie światowej. Zachodni przywódcy uznali, że jeśli znerwicowanym i zacietrzewionym Niemcom odda się Austrię i Czechosłowację to z pewnością ich to uspokoi. Jak było, każdy wie.
    Tu trzeba jednak podkreślić, że to nie narody zachowują się nadmiernie nerwowo ale politycy. Zarówno Niemcy (w latach trzydziestych ubiegłego wieku) i Żydzi (obecnie) to moim zdaniem wspaniałe narody nastawiane nienawistnie przeciw innym przez swoich polityków.
    Mieszkam niedaleko byłego obozu zagłady w Chełmnie i przybywający młodzi Żydzi chętnie mówią o tym, co im o Polakach opowiadają przed przyjazdem do Polski. Dostałem nawet od nich flagę Izraela na pamiątkę.  Natomiast na nerwice i zacietrzewienie polityką proponuję Nerwosol, a nie spełnianie zachcianek. Ten sposób na nerwicę dotyczy także przywódców innych nacji i państw, łącznie z naszą.

  • @ Apollo
    Przeprosiny przyjęte, ja też przepraszam, że zareagowałem pewnie zbyt surowo.
    Co do meritum wszakże – nie ma zgody. Mówiąc o nerwicy, myślałem o konglomeracie złożonym z tego, co mówią politycy, ale i o traumie osobistej oraz odziedziczonej (opowieści rodzinne + opisywane przez psychiatrię zjawisko Dorosłe Dziecko Ocalonego z Zagłady), o budowaniu spójności społeczeństwa w państwie Izrael najpierw na wyparciu pamięci Zagłady, a potem, po procesie Eichmanna, na tejże pamięci, o wątkach w kulturze i tak dalej.
    Analogia z Niemcami po I wojnie wydaje mi się mocno niestosowna. Trauma Niemców wynikła z przegranej wojny. Trauma Żydów wynikła z próby unicestwienia narodu. Nie wolno takich rzeczy zestawiać, bo to jest różnica jakościowa, nie ilościowa.
    Nie zmienia to faktu, że podczas swoich dwóch wizyt w Izraelu nie spotkałem się osobiście z afrontami wynikłymi z tego, że jestem Polakiem. Ale też było to w okresie najlepszych w historii stosunków między Polską a Izraelem, które właśnie zostały przez polski rząd popsute 🙁
    I jeszcze jedno: oczywiście, że więcej wymagam od własnego narodu, niż od innych. Tak jak staram się wymagać więcej od siebie, niż od innych ludzi. To abecadło przyzwoitości, moim zdaniem. Antysemityzm w Polsce drażni mnie nie tyle dlatego, że rani naród żydowski (choć to przykre), ale dlatego, że jest patologią życia wewnętrznego mojego narodu (a to – okropne).
    Ukłony –
    JS

  • Dziś tylko krótkie pytania, kiedyś spróbuję się bardziej rozpisać.
    1. W jaki sposób Państwo Polskie ma walczyć z „polskimi obozami” jeżeli wielokrotne protesty ambasad czy innych organizacji niewiele dały. Proszę nie używać argumentu że edukacja, dialog itp.
    2. Co to znaczy: „pozbawia nasz naród wartościowych dopływów”? Czy chodzi o wykształconych, młodych, pracowitych Polaków z emigracji….?
    3. Czy odbywająca się na marginesie tej awantury sprawa żydowskich roszczeń (ustawa w kongresie USA itp.) nie jest ważna?

  • @Mariusz
    Odpowiadam:
    Ad. 1. Jak już można stwierdzić, walka za pomocą prawa, poza tym, że jest iluzją dla potrzeb elektoratu PiS (kraje, w których zdarzają się użycia określenia „polish death camps”, są poza polską jurysdykcją), okazała się spektakularnie przeciwskuteczna. Dlatego protesty, a także odrzucana przez Pana (nie wiem, czemu) edukacja, to jedyna droga, rzeczywiście wymagająca cierpliwości.
    Ad. 2. To akurat dość proste i dziwię się, że muszę to tłumaczyć. Wśród ludzi, którzy wyjechali w 1968 roku (nie dlatego, że chcieli, tylko dlatego, że zostali do tego zmuszeni/nakłonieni) było mnóstwo zdolnych ludzi, z których zdolności wzbogaciły Szwecję, Danię i Izrael, a także inne państwa, które również przyjęły ludzi z „dokumentem podróży”. Naród bogaci się ludźmi, którzy przyjmują jego kulturę. Dlatego właśnie autarkiczny w skutkach nacjonalizm jest, wbrew intencjom, antynarodowy. Emigracja młodych Polaków z ostatnich lat, nota bene niegasnąca wcale po zmianie rządów, nie ma tu nic do rzeczy, poza tym, że też jest przykra – choć dziś, jeśli tylko nie dochodzi do psychicznego zerwania z ojczystą kulturą, osiedlenie się za granicą nie musi oznaczać (dzięki liberalizacji przepisów paszportowych, regulacji UE i Schengen) emigracji w sensie sprzed 1989 roku.
    Ad. 3. Sprawę tzw. „żydowskich roszczeń” znam zbyt słabo, żeby się o nich wypowiadać autorytatywnie. WYDAJE MI SIĘ, że: (1) o tych roszczeniach słyszę od lat, głównie ze strony prawicy, której – nie mam co ukrywać – nie ufam, więc nie mam przekonania, że nie jest to kolejny trick do szerzenia wśród nas nieracjonalnych lęków; proszę zauważyć, że nie wpłynęło to np. na dobre stosunki polsko-izraelskie, popsute dopiero teraz przez rząd PiS, więc chyba nie „Żydzi w ogóle” czegoś od nas chcą, tylko ich podgrupa, niekoniecznie wpływowa (można znaleźć podgrupę Polaków, którzy chcieliby odzyskać Kresy, ale, mam nadzieję, nie stanowią oni liczącej się większości); (2) nie jest dla mnie jasne, dlaczego spadkobiercy zamordowanych w okresie wojny (przez Niemców czy nie przez Niemców) obywateli II RP mieliby nie dochodzić roszczeń, jeśli ich majątki wzbogaciły kogoś innego, niezależnie od tego, jakiej nacji byli zamordowani; (3) możliwe, że roszczenia tego typu są dla naszego państwa nie do zaspokojenia w sensie finansowym. Nie jestem ekonomistą, więc tego nie wiem. Jeśli tak jest, należałoby to jasno powiedzieć. W każdym razie nie można kwestionować tych roszczeń dlatego, że są zgłaszane akurat przez Kazachów, Eskimosów – albo Żydów.
    Z ukłonami –
    JS

  • S. 447/ H.R. 1226 dotyczy mienia „bezdziedzicznego”. Roszczą sobie do niego prawo żydowskie organizacje, nie osoby prywatne.

  • „oczywiście, że więcej wymagam od własnego narodu, niż od innych”

    Jest to stanowisko nacjonalistyczne.

  • W całości zgadzam się z tym, co Pan napisał.
    To, co napiszę poniżej w żadnej mierze nie ma być glosą do Pana wpisu, a jedynie moimi przemyśleniami, moimi wnioskami na gruncie „przedmiotowej sprawy”, moimi spostrzeżeniami, wspartymi „migawkami” z moich doświadczeń i mojej rodziny.

    Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że terminu „naród” nie da się wyrugować z języka i kultury.Nie chcę tego. Jest to termin przydatny i konieczny w kulturze, niemniej jednak, moim zdaniem, powinien on być niejako zabrany przez społeczność ludziom, którzy zawodowo – przepraszam za określenie – zajmują się mieszaniem chochlą w szambie (przy czym zaznaczam, że ludzie myślący się w nim nie znajdują) czyli zabrany tzw. politykom. Wiem, mrzonki….
    Uważam ponadto , że nieszczęściem życia publicznego jest to, że niestety, w granicznych momentach naszej historii, zawsze ujawnia się jako wiodąca postawa, którą moja babcia określała mianem fornal-blick. Na obecny czas oznacza to postawę człowieka, który: nie czyta książek, ale wszystko widzi na wskroś, sam potrafi wszystko „wyrozumieć” (tak przynajmniej uważa), spiski wiadomych sił wyczuwa na odległość i je zwalcza nieustannie pyskując, tylko on jest nosicielem prawdy i mądrości, to on jest prawdziwym przedstawicielem suwerena, jemu a nie innym się należy, prawie zawsze jest chamski i ordynarny i się tego nie wstydzi, nikt mu nie będzie na nic zwracał uwagi (!), w rzeczywistości daje się sterować na wszelkie możliwe sposoby (często także chleje i leje żonę – to już jednak didaskalia).

    Termin „naród” bardzo mnie denerwuje w kwestiach historycznych i ocenach moralnych i używanie tego terminu na tych płaszczyznach uważam za biegunowo odległe od dobrze pojętej moralności. Jest tak ponieważ w realnym świecie „naród” nie jest po pierwsze rzeczywistym bytem, no chyba, że jeszcze gdzieś na dżunglach Borneo albo Amazonii. Nie to jest jednak najważniejsze. Najważniejsze jest to, że „naród” występuje zawsze w zestawieniu zero-jedynkowo (!!) i to okoliczność wyłączająca ten termin z rozważań nad historią i moralnością, o czym jeszcze dalej będzie mowa w formie jednej przypowieści i pytań z nią związanych.

    Wpierw antysemityzm…….. Przedstawię dwie migawki z moich osobistych przeżyć.
    Kilka lat temu, zanim do Leżajska zaczęli się zjeżdżać amatorzy fotografii, chcący robić chasydom „amazing photos”, to pojechałem do Leżajska z żoną odwiedzić jej rodzinę podczas ferii. Były to akurat dni poprzedzające jorcait cadyka Elimelecha. Zaciekawiony artykułami na ten temat, bardzo późnym wieczorem, poszedłem pod cmentarz na którym znajduje się (w budynku – ohelu) grób cadyka. Chasydzi wchodzili i wychodzili. Przy bramie jeden z nich zbierał jakieś datki. Nie wiem co można było zobaczyć na mojej twarzy, w każdym razie ten kwestor podszedł do mnie i zapytał, czy jestem Żydem? Odpowiedziałem, że nie. Zapytał, czy chciałbym wejść do środka? Na głowie miał kapelusz, ale z kieszeni wyjął swoją kipę (mam ją do dziś jako pamiątkę), i zanim zdążyłem odpowiedzieć włożył mi ją na głowę i zaprowadził mnie do ohelu. Postawił mnie w rogu głównej sali, gdzie jest grób cadyka (są jeszcze 2 boczne, jedna z nich to babiniec na czas uroczystości), uśmiechnął się i wyszedł. Stałem tam chyba z 3 godziny i obserwowałem kołyszących się w modlitwie chasydów. Nikt nie miał do mnie żadnego „halo”, a wręcz były pojedyncze życzliwe spojrzenia. Wyszedłem. Dużo po północy poszedłem tam jeszcze raz. „Znajomego” nie było, więc nawet nie mogłem oddać kipy. Postanowiłem, posiadając już kipę, wejść samemu jeszcze raz, co bez żadnych przeszkód się udało – przepuściłem w drzwiach wychodzącego chasyda i wszedłem. W środku było już tylko około 10 osób. Z upływem czasu chasydów było coraz mniej. Czas biegł szybko. Zerknąłem na zegarek, była 5 rano !! Gdy wyszedł przedostatni chasyd, to już chciałem zabrać się do wyjścia, bo nie chciałem przecież tam zostać jako ostatni, jakże by to miało być. Wtedy, ten jedyny chasyd, człowiek w bardzo podeszłym wieku, wstał z ławki, podszedł do kraty, którą jest otoczony grób cadyka, podniósł rękę do góry i zaczął śpiewać. Pewnie było to po hebrajsku. Mimo wieku miał piękny głos. Pieśń była jak dla mnie pełna żalu, a przy tym bardzo melodyjna, choć taka zawodząca. To było tak piękne, tak wzruszające, że czułem jak drżę w środku. Nigdy tego nie zapomnę. To było z czwartku na piątek.
    Teraz druga migawka…… Po owym czwartku, w niedzielę, nadal w Leżajsku, poszedłem do kościoła na mszę. Z uwagi na rocznicę święceń jakiegoś księdza z dekanatu, kazanie nawiązywało do Starego Testamentu, do pozycji Aarona, jego roli, padły słowa o umiłowaniu Izraelitów (!), przez Boga, a poprzez to wszystko nawiązywało ono do roli kapłana we wspólnocie. Wszystko ok. Ja nie o tym. Gdy już wyszedłem z kościoła, to szedłem za dwoma parami rodziców z dziećmi. Wtedy jedna z głów rodziny wypaliła: „widziałeś ile tych śmierdzących parchów się nazjeżdżało w tym roku”? Jakbym dostał brudną ścierką z wiadra w twarz! Ale jak co, to antysemityzm jest wymysłem wiadomych sił

    I teraz – nigdy nie rozumiałem i chyba nigdy tego nie pojmę, jak można być antysemitą, wypowiadać idiotyzmy antysemickie będąc chrześcijaninem. Nie tylko z powodu przykazania miłości Boga i człowieka, ale także z tego powodu, że w katolickich kościołach de facto czyta się Torę (Stary Testament), a także Jezus i Maryja byli Żydami. Okazuje się, że możliwy jest intelektualny ciąg zdarzeń, taki oto, że można w kościele zaśpiewać psalm z frazą „O Syjonie”, a potem spalić kukłę Żyda, względnie w telewizji bredzić o żydowskich komorach gazowych.

    Teraz przejdę do kwestii „narodu” i jego odpowiedzialności.
    Rodzina mojej matki patrząc na linię żeńska, a właściwie moja babcia i z kolei jej wszyscy krewni, byli Niemcami. Przed wojną mieszkali na kresach, część mieszkała we Lwowie, inni w Bolechowie, czy też Kołomyi. Od zawsze uważali Hitlera za mającego problemy z głową, zanim stało to, co się stało na świecie. Wpierw, podczas działań wojennych na kresach, pojawiły się sztukasy. Pilot jednego z nich, nie wiedząc przecież, że „gania” niemieckie dziecko, chciał z działka zabić biegającego po polu i usiłującego się schować przed samolotem siostrzeńca mojej babci. Babcia – tak jedna z jej sióstr – ożeniła się z Polakiem……. Gdy po samolotach pojawił się Wermacht i SS, że tak powiem na gruncie, a nie tylko w powietrzu, to wtedy….. ojciec mojej babci został zatrzymany i osadzony w więzieniu, a potem, gdy powstały te straszne miejsca, czyli obozy koncentracyjne, to został zamordowany w Oświęcimiu. Mało kto wie, że w samym tylko Auschwitz zamordowało około 4 tysięcy Niemców……
    Czas na pytania……… Czy rodzina mojej babci była, że tak powiem składową narodu niemieckiego? Chyba była….. Czy skoro wobec wspomnianego zero-jedynkowego stosowania odpowiedzialności narodu, to są oni odpowiedzialni za śmierć swego krewnego, ba nawet on sam jest za to odpowiedzialny jako Niemiec? A czy jeżeli należy ich wyłączyć niejako z narodu, to da się uzasadnić istnienie narodu bez jakiejś tam części, także bez wszystkich innych, spoza moich krewnych, którzy jako Niemcy zginęli z rąk faszystów Hitlera, a więc wszystkich jego przeciwników i Niemców zarazem, którzy ręki do tego zła nie przyłożyli? Czy nie jest koślawe intelektualnie i moralnie, zakładanie że naród to tylko zawsze albo wspaniali ludzie, ale jedynie skończone kanalie? Czy rzeczywiście tylko tak funkcjonują narody ? Czy zero-jedynkowe kłamstwo jest w stanie doprowadzić do czegoś dobrego – i to jest moje zasadnicze pytanie w tej kwestii? Szafarze „prafdy”, czyli politycy, pewnie dadzą zrobić dziadostwo z mózgu bardzo wielu osobom i w tej kwestii.

    Na koniec dodam, że powstali z kolan żądają, aby mimo ustaw w innych krajach, Rosjanie wreszcie stanęli w prawdzie (to jest ich obowiązek i już !), tak samo Litwini , którzy nadto mają czelność regulować tam kwestie stosowania języka. Inaczej mówiąc – tylko inni mają się zachowywać moralnie i niczego nie zatajać, przyznawać się do rzeczy złych i niczego nie ograniczać, żadnymi ustawami (jak rosyjska), a przede wszystkim wara im od mówienia czegoś złego o Polakach i zakazywania mówienia Polakom o nich. Polacy o innych mogą, bo mogą…….

    „Takie to są trudne sprawy”………..

  • Panie Jerzy,
    O ile wpis uznaje za *bardzo* pomocny i rozsądny, o tyle nie do końca zgadzam się z częścią punktu 18. dot. konfliktu izraelsko-palestyńskiego (z zastrzeżeniem, że nie ma to *nic* do obecnego sporu polsko-izraelskiego). Mam wrażenie, że podział „win” za konflikt od czasu powstania państwa Izrael nie jest, w Pana wpisie, zbyt sprawiedliwy – nie uwzględnia, na przykład, realizowanych na poziomie PAŃSTWOWYM planów opanowania przez Izrael całego terenu historycznej Palestyny (po dojściu do władzy tzw. frakcji syjonistycznych generałów).

    Z wizjami Ben Guriona nie miało to wiele wspólnego, a pokłosiem, którego „doświadczamy” (a raczej, doświadczają żyjący tam ludzie) do dziś, są nielegalne „osiedla żydowskie” na terenie terytoriów okupowanych. Chociaż, zamiast „osiedla” powinno mówić się „twierdze”, budowane na dodatek w taki sposób, by przeciąż – i zniszczyć – istniejące miasteczka/wioski palestyńskie. Parafrazując Pana wypowiedź, sądzę, iż tak długo, jak będzie istnieć te „enklawy nienawiści” (zasiedlane przez radykałów, na dodatek, wcale nie kochanych przez większość „normalnych” mieszkańców Izraela) na terenach Palestyńskich, tak długo pokoju tam nie będzie, nawet, gdyby w rządzie Palestyny zasiedli sami aniołowie (na co się nie zanosi).

    Zastrzeżenie – w żaden sposób nie usprawiedliwia to palestyńskich terrorystów. Po prostu, mam wrażenie, że mamy tam do czynienia z kwadraturą koła i – w najlepszym wypadku – symetrycznym wymiarem „win”. Tymczasem, wielokrotnie, zbyt łatwo idzie nam bliższe utożsamianie się z Izraelem, i to nie z przyczyn współczucia dla potomków narodu, który chciano zlikwidować – ale, ze względu na zwykła „bliższość cywilizacyjną” (wyższy poziom technologiczny i życiowy w Izraelu, bardziej przypomina nam „normalne” państwo, niż rozerwana na strzępy Palestyna).

    Pozdrawiam,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes