„Mową trawą” nazywano w okresie tzw. odwilży (1955-1957) wypowiedzi, do tego stopnia nasycone zideologizowanym użyciem języka, że w praktyce nie odnosiły się one w ogóle do rzeczywistości. Stanowiły pusty semantycznie rytuał, zgłaszający przynależność mówiącego do obozu władzy i zrywający możliwość rozmowy – bo przedmiot tej rozmowy został schowany pod warstwą frazesów.
Jako filolog zachwyciłem się (na swój sposób) klasycznym użyciem „mowy trawy” we współczesnym oświadczeniu – tak jest ono wzruszająco jasnym, dydaktycznie bezcennym przykładem tej choroby języka. Natknąłem się na ten przykład przypadkiem, przeglądając wiadomości w internecie. Jest to oświadczenie części pracowników Politechniki Wrocławskiej, opublikowane na forum Solidarności tej uczelni. Ta część pracowników domaga się dymisji prof. Karoliny Jaklewicz ze stanowiska pełnomocniczki rektora ds. przeciwdziałania dyskryminacji, gdyż prof. Jaklewicz poparła postulaty Strajku Kobiet. Cytuję za Onetem:
Oto komentarze filologa:
(1) Użycie terminu „procedura legislacyjna” w stosunku do działań ciała, nazywającego się Trybunałem Konstytucyjnym, ukrywa, że legalność owego ciała może być co najmniej przedmiotem dyskusji. Tymczasem zdanie sugeruje, że nic się nadzwyczajnego nie zdarzyło, ot, niekontrowersyjny Trybunał wykonał zwykłą pracę.
(2) „Demokratyczna większość” to klasyczne zaklinanie rzeczywistości, obecna władza bowiem nie ma – przynajmniej w tej materii – większości społeczeństwa po swojej stronie.
(3) To zdanie, którego tylko zakończenie podkreśliłem, to erystyczna perełka. „Prawda naukowa” nie każe przecież pisać zaimka „Jego” (w odniesieniu do życia ludzkiego) wielką literą – to znak wartościowania, które jako takie nie należy do sfery nauki. Twierdzenie, że nauka ustaliła, iż połączenie komórki jajowej i plemnika uruchamia proces namnażania się i, z czasem, różnicowania komórek, jest prawdą; ale twierdzenie, że nauka ustaliła „fakt powstania nowego życia ludzkiego w momencie zapłodnienia” jest grą językową, polegającą na nałożeniu na dane naukowe wartościujących pojęć z innego słownika.
(4) Używanie wielkiej litery w słowie „naród” jest językowym znakiem przynależności do nurtu politycznego, którego specyfiką jest absolutyzowanie wartości narodu. Związek frazeologiczny „wola życia Narodu” ma konteksty historyczne, które jeżą włos na głowie.
(5) Powoływanie się w kontekście delegalizacji aborcji na „dialog społeczny” jest zuchwalstwem. Dialog jest możliwy, kiedy każda ze stron dialogujących wygłosi expressis verbis, albo przynajmniej po cichu zdanie: „być może nie całkiem mam rację; być może ty masz trochę racji”. Trudno mi po 1989 roku wskazać środowisko bardziej odległe od tej deklaracji, niż środowisko obecnej władzy.
(6) „Niekorzystanie w debacie publicznej” z tradycji dialogu, tolerancji i współdziałania dla dobra wspólnego jest takim samym chwytem, jak opisany w punkcie 5. „Łapaj złodzieja” krzyczy złodziej. Kto tę tradycję odrzucił? Kto sprawił, że mówienie dziś o dialogu i tolerancji ociera się o śmieszność? Naprawdę ci, którzy protestują przed narzucaniem im rozstrzygnięć, oczywistych tylko dla jednej strony?!