Kilka lat temu zacząłem mieć zwyczaj, żeby po sylwestrze oglądać „King Konga” z 1933 roku (staram się nie dociekać, dlaczego, choć parę teorii mam, jedna gorsza od drugiej). Ale dziś przypadkowo natknąłem się na youtube na coś innego. Bardziej sylwestrowego i skuteczniej przeganiającego niepokój, z którym wielu z nas rozpoczyna rok 2017.

Niestety, jak coraz częściej, muszę się najpierw przedzierzgnąć w historyka.

Było to… 31 lat temu. Jakoś zaraz po świętach Bożego Narodzenia TVP pokazała późnym wieczorem koncert Tiny Turner. O Tinie wiedziało się nie tak wiele: kilka lat wcześniej wystąpiła na Torwarze, uznana za kolejną z przebrzmiałych gwiazd, które w tamtej epoce od czasu do czasu ściągał do nas Pagart; wydana chyba przy tej okazji płyta (bodaj „Love Explosion”) kurzyła się na wystawach empików. Ale od roku jej przeboje z albumu „Private Dancer” były coraz lepiej rozpoznawalne, a jeśli komuś udało się obejrzeć koncert „Live Aid” (krążył na pirackich kasetach VHS), musiał zapamiętać jej niewiarygodnie gorący duet z Mickiem Jaggerem.

Być może, gdybym nie miał w tamtym roku innych spraw na głowie, zarejestrowałbym jej istnienie kilka miesięcy wcześniej. Ale kończyłem studia, umarł mój ojciec… słowem, pierwszy raz świadomie zobaczyłem Tinę latem, podczas pokazu „Live Aid” na warszawskiej polonistyce – sprowadzono wtedy na UW video i w wakacje robiono pokazy rozmaitych materiałów niekoniecznie związanych z filologią. Pamiętam, jak stopniowo docierały do mnie ułamki jej biografii: z niedowierzaniem przyjmowało się, że ten wulkan energii ma 46 lat, co wówczas zdawało się wykonawców rockowych, a już z całą pewnością wykonawczynie, odsyłać do kategorii „zasłużona emerytura”. Mówiło się z mieszaniną grozy, podziwu i rozbawienia „babcia Turner”. Coś już się wiedziało o katastrofie małżeństwa z Ike’iem Turnerem, o wycofaniu się Tiny do Las Vegas i o tym, że „Private Dancer” to udana próba come backu. Ale z perspektywy słuchacza, nie pasjonującego się wówczas historią rocka – był to come back znikąd.

Jeszcze jedna uwaga historyczna: zachowanie Tiny na estradzie i jej stroje były dla pokolenia naszych rodziców skandalizujące. Uwierzycie?! Dziś oglądałem ów koncert (z trasy „Private Dancer Tour”, zarejestrowany w Birmingham) z niedowierzaniem, ale pamiętam wyraźnie, że moja mama, wyraźnie zgorszona, rzuciła przed telewizorem, że to „wulgarna, podkasana Murzynica, za chwilę będzie kopulować na scenie” (???!!!!), a i matka mojej ówczesnej narzeczonej powiedziała coś podobnego, choć chyba bardziej licząc się ze słowami. O tyle miały trochę racji, że Tina emanowała erotyzmem, a kiedy u jej boku pojawiali się na scenie mężczyźni (na „Live Aid” Jagger, w Birmingham Brian Adams i David Bowie), temperatura, i tak wysoka, osiągała poziom wrzenia. „This is the hottest place in the world” – rzuca Bowie z estrady. Z dzisiejszej perspektywy muszę przyznać, że – jak sobie właśnie uświadomiłem – Tina zapanowała nad moją/naszą wyobraźnią miłosną na wiele lat. To zabawne i symptomatyczne przejście : od eterycznej Poli Raksy w dzieciństwie do dionizyjskiej Tiny Turner u progu dorosłości. Pamiętam, że przyłapała mnie na tym wspomniana narzeczona, skądinąd też Tiną zauroczona, gdy napomknąłem coś o tym, że Tina ma sporo ciała. „Co ta namiętność robi z męskim postrzeganiem! – usłyszałem na to – Przecież ona jest drobna!”. Sobie sprzed trzech dekad mógłbym tylko poradzić: chłopie, jak masz ochotę przy swojej kobiecie powiedzieć cokolwiek o innej, która ci się spodobała, to pójdź do kącika i poczekaj, aż ci przejdzie. Bo prawie na pewno powiesz za dużo…

Ten koncert zatem obejrzałem pierwszy raz w telewizji w grudniu ’85, potem po jakimś czasie u Tadeusza Komendanta, który miał własne video (ach!) i go nagrał, a dziś po raz trzeci. W międzyczasie miałem przez jakiś czas kasetę audio z tym samym materiałem; kaseta gdzieś mi się zawieruszyła, ale musiałem jej dużo słuchać, bo z zaskoczeniem odkryłem, że pamiętam nawet zapowiedzi do poszczególnych piosenek („He’s very cute. He’s very good, also. By the way, his name is… – What? – ktoś woła z widowni. – Brian. Brian Adams!”). Tina z niewiarygodną szopą włosów (peruka, jak przypuszczam?!), w białym kostiumie, potem w peniuarze przy „Private Dancer”, potem w rzeczywiście (mamo) bardzo krótkiej sukience, wreszcie w dziwnym kostiumie jakby z barwionej skóry (coś a la „Mad Max”), żeby być „pretty”, jak mówi. Szelmowski uśmiech, balans między prowokacją a autoironią. Głos o chropawym brzmieniu, głos kogoś, kto sporo przeżył – ale bardzo silny, także w wysokich rejestrach. Charyzma sceniczna bez dwóch zdań – ale to może tylko w moich starszawych oczach? Co na to powiedzą młodsi? Dla mnie to jeden z najlepszych zapisów video koncertu, jakie widziałem w życiu. Świetny pianista, brawurowy, aż nieco groteskowy w scenicznym image’u keyboardowiec-saksofonista. Linkuję tu cały koncert, ale wiem, że mogą Państwo nie mieć czasu na całość. Więc, jeśli mogę coś sugerować, uruchomcie go przynajmniej w 33’45” (do 43’45”), gdy Tina olśniewająco według mnie wykonuje „With a little help from my friends”, a potem śpiewa w duecie z Brianem Adamsem „It’s only love”.

Udostępnij


O mnie



  • King Kong, Tina i Jagger, widzę tu pewne podobieństwo w zakresie fryzury, co do głosu King Konga się nie orientuję. Mam nadzieję, że King Kong się nie obrazi.

  • Ja bym się zgodził, że to był dobry okres dla Tiny (chyba pracował nad tymi piosenkami niejaki Knopfler z Dire Straitsów), natomiast zapis koncertu pokazuje moim zdaniem niebezpieczną tendencję przerostu formy wizualnej nad treścią muzyczną. Która to tendencja doprowadziła do sytuacji, w której obecnie 'koncerty muzyczne’ bywają pokazami karaoke, a rzekome 'gwiazdy muzyki’ nie potrafią zaśpiewać dwóch piosenek bez tygodnia prób (co nie dotyczy oczywiście Tiny). Denerwujący jest też moim zdaniem montaż z ciągle zmieniającymi się kadrami.

  • Po Sylwestrze to się teraz, mimo wszystko, cały dzień słucha”Topu Wrzechczasów” w Trójce :-); Czas ucieka – Bohemian Rhapsody, Brothers in arms i Stairway to heaven – trwają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes