Po tych dwudniowych urodzinach Radia Nowy Świat zdaję sobie sprawę jaśniej, niż kiedykolwiek, w jak niezwykłym przedsięwzięciu uczestniczę. W ciągu roku ta myśl pojawiała się niekiedy na chwilę, jakby przemykała po powierzchni świadomości, ale zaraz przykrywały ją inne doznania, inne sprawy. Ostatnich czterdzieści osiem godzin ją odsłoniło.
Więc w możliwie niewielkiej (jak na mnie…) liczbie zdań: jest to, po pierwsze, radio przyszłości. Na ponad osiemdziesiąt osób, które w nim działają, starych wyg radiowych jest w gruncie rzeczy garstka. Kiedy my znikniemy już definitywnie z anteny, przed tą piekielnie zdolną młodzieżą, którą wybrało przed rokiem konkursowe jury (Jethon-Krakowska-Mann-Łuszczewski), będzie jeszcze, licząc najostrożniej, ze trzydzieści lat pracy. A ponieważ większość z nich chce i umie się uczyć, i łapie ten styl, kojarzony przez nas sentymentalnie z Trójką, a będący po prostu stylem mądrego i ciekawego zarazem radia, więc to oni owo mądre i ciekawe radio wprowadzą w realia drugiej połowy XXI wieku, dopasują do możliwości technologicznych przyszłości. Nie mam dzieci, ale domyślam się, że w taki właśnie sposób, poprzez ludzi młodszych od nas, którzy choćby przez osmozę przejmują ważne dla nas wartości (żeby je zinterpretować po swojemu), człowiek może, przepraszam za wyrażenie, transcendować swoje życie, zobaczyć je jako składnik procesu, który je znacznie przekracza, którego nasze odejście (na emeryturę czy w ogóle) nie zahamuje.
Po drugie, RNŚ, a ściślej: Patroni RNŚ to fenomen społeczny, wart niejednej pracy badawczej. Oczywiście już Słuchacze śp. Trójki tworzyli niezwykłe zjawisko. Tylko że teraz to dzieje się BARDZIEJ. Z wielu powodów, wśród których oczywisty wydaje mi się mechanizm zbiórki publicznej oraz silniejsze niż na Myśliwieckiej osadzenie radia w mediach społecznościowych, stworzyła się niebywale silna więź, której nie ma z czym porównać! Nawet jeśli w tym naszym pierwszym roku wiele było narzekań na niedostateczną komunikację, i nawet jeśli nie wszystko, co dzieje się w firmie, do pewnego stopnia mającej przecież charakter biznesowy, nadaje się do rozpowszechniania – stopień identyfikacji emocjonalnej, identyfikacji OBUSTRONNEJ, ma charakter nadzwyczajny. Żeby to zilustrować powierzchownym, ale wyrazistym przykładem: prawie nigdy podczas audycji w Trójce nie obserwowałem na bieżąco (!) reakcji Słuchaczy na fejsbuku, a z pewnością nigdy te reakcje nie były aż tak intensywne, nie dawały aż tak silnej natychmiastowej informacji zwrotnej na temat tego, co wypuszczam w eter. I nie uświadamiały aż tak bardzo, dla kogo robię to, co robię.
(Nota bene: organizowaliśmy w Trójce dni otwarte, bywały wtedy miłe spotkania ze Słuchaczami, ale gdy podczas zorganizowanego PRZEZ PATRONÓW naszego radia spotkania w Przypkach podchodzili do mnie przedwczoraj kolejni ludzie, to wielu z nich kojarzyłem od razu lub po jakimś czasie z konkretnymi wpisami na FB lub z mailami. Byli to dla mnie określeni Odbiorcy, jakoś Znajomi! – zjawisko, które w Trójce też się zdarzało, ale jednak jako wyjątek, a nie reguła).
Po trzecie, to zerwanie z Myśliwiecką, jakie, chciał nie chciał, nastąpiło („To nie jest stara Trójka, to nie jest nowa Trójka, to jest Radio Nowy Świat”), pozwoliło nam, jak mi się wydaje, wskoczyć na jeszcze wyższy poziom roboty radiowej. Nie oceniam tu, rzecz jasna, swoich audycji, cymbałem byłbym, gdybym się do tego stopnia bezwstydnie chwalił; idzie mi o sprawę szerszą. Mianowicie nawiązując do tamtej, drogiej dla nas tradycji, budowaliśmy jednak i budujemy coś od początku, coś nowego. A to pozwoliło, zresztą chyba bezwiednie, na krytyczne przejrzenie trójkowego dziedzictwa, odruchowe pominięcie tych składników, które były w pakiecie z całą resztą, ale same w sobie nie budziły w nas entuzjazmu, a pozostawienie tego, co wydawało nam się naprawdę istotą „radia nad radiami”. Co zresztą zachodziło nie tylko i nie tyle w nas samych, byłych Trójkowiczach, ale w dialogu z debiutantami, którzy pewne nasze nawyki spontanicznie gotowi są naśladować lub przynajmniej ich one ciekawią, ale inne nie – i ten ich opór, choćby najsubtelniej zaznaczony jakimś cieniem przelatującym przez twarz (special thanks to Maria Zamachowska) albo odrobinę mniej serdecznym, niż zwykle, mailem lub esemesem (Wktoria Śmiałowska, Kacper Siedlecki – wymieniam moich młodych współpracowników), stanowi sygnał wart namysłu. I w rezultacie nie zdziwiło mnie, kiedy na zjeździe Patronów na Ranczu Pod Bocianem usłyszałem ze dwa razy słowa: „Strach powiedzieć, ale RNŚ jest jeszcze lepszy, niż dawna Trójka”. Tak, jeśli mam się zwierzać z ryzykowną oczywiście szczerością, to mimo mniejszych możliwości technicznych, mimo struktury organizacyjnej wychodzącej dopiero z etapu „kochamy to robić, więc jakoś to będzie”, mimo wreszcie oczywistych ograniczeń budżetowych, też uważam, że choć śp. Trójka była niezwykłym zjawiskiem, to, w czym od roku biorę udział, jest zjawiskiem niezwykłym high level, zjawiskiem niezwykłym w wersji turbo. Choć jest młode i przyszłości nie znamy. (A propos: na Patronite można niezmiennie nas wspierać, najniższa stawka to dziesięć złotych miesięcznie przez trzy miesiące, to naprawdę niedużo, a dla nas – bezcenne!)
Patronkom i Patronom, oraz wszystkim członkom załogi z ulicy Ostrej dziękuję, że – choć trudno mi nie widzieć w nie-tak-znowu-odległej perspektywie końca swoich zawodowych przygód – ni stąd, ni z zowąd trafiła mi się z Wami w zdecydowanie drugiej połowie aktywnego życia taka superprzygoda w rejestrach, których istnienia nie przewidywałem.