Na zaproszenie polskiego Klubu Miłośników Żywego Słowa z Brugg byłem trzy dni w Szwajcarii. Było sympatycznie i chyba ciekawie, ale przy okazji opowiem Państwu coś o… Poczcie Polskiej.

Mój samolot lądował w Zurichu, skąd miałem pociągiem przejechać do Bazylei – a tam czekała na mnie samochodem nieoceniona Barbara Młynarska. Żeby mi ułatwić życie, Basia kupiła mi bilet kolejowy na trasie Zurich-Bazylea i 29 sierpnia wysłała go do Warszawy listem poleconym.

Kiedy 17 września listu ani awiza wciąż nie było w mojej skrzynce, udałem się na pocztę. Tam bardzo miła urzędniczka sprawdziła w SYSTEMIE i powiedziała, że owszem, „list osiągnął granicę Polski 1 września o godzinie 9:32”, a żeby dowiedzieć się, dlaczego przez 16 dni nie dotarł z urzędu pocztowego na Okęciu do urzędu pocztowego na Powiślu (8 km, zdaje się), muszę zadzwonić do Rozdzielni. Podała mi numer.

Po powrocie do domu zadzwoniłem zatem do Rozdzielni, gdzie mi powiedziano, że to jest Rozdzielnia Krajowa, a moim listem zajmuje się z pewnością Rozdzielnia Zagraniczna. I podano mi dwa inne numery, jeden kończący się na 56, drugi na 58.

Spędziłem następne dwie i pół godziny (12:00-14:30) przy telefonie, ponieważ pod tymi numerami nikt nie odbierał. Co zabawne, kiedy w desperacji zadzwoniłem o 14:30 ponownie do Rozdzielni Krajowej, tam też już nikt nie odebrał.

Następnego dnia znowu zacząłem wydzwaniać (na zmianę na obydwa numery) i po pół godzinie – sukces. Telefon kończący się na 58 odebrała uprzejma pani, która wyjaśniła mi, że dodzwoniłem się do Rozdzielni Listów Wychodzących Za Granicę, a powinienem zadzwonić do Rozdzielni Listów Przychodzących Zza Granicy. Po czym podała mi znany mi już numer, kończący się na 56. Dalszy ciąg rozmowy brzmiał jak z filmów Barei:

JA: Wie pani, ale tam nikt nie odbiera telefonu. Może powie mi pani, gdzie jest państwa urząd, a ja przyjadę.
ONA: Ale po co?
JA: Żeby sprawę załatwić osobiście, skoro przez telefon się nie udaje.
ONA (z wahanie podaje mi adres, po czym stwierdza): Ale do nas się nie przyjeżdża. Musi pan dzwonić na 56.
JA: Tylko że tam nikt nie odbiera. Aha, czy możliwe, że list został zatrzymany przez celników i muszę zapłacić cło? (bo w końcu, pomyślałem sobie, bilet ma wartość prawie 80 franków szwajcarskich).
ONA (z ulgą): Bardzo możliwe.
JA: Ale czy celnicy nie powinni mnie zawiadomić, że zatrzymali list?
ONA: Oczywiście, że powinni.
JA: No to skoro tego nie zrobili, może poda mi pani telefon do celników…
ONA: Do celników się nie dzwoni. Musi pan zadzwonić na 56.
JA (starając się opanować wzbierający szał): Ale, jak pani KILKAKROTNIE wspominałem, tam nikt nie podnosi słuchawki…
ONA: A co ja panu na to poradzę?

Tak minął kolejny dzień. Trzeciego dnia (był już 19 września, dwa dni później miałem lecieć) spędziłem jeszcze pół godziny na dzwonieniu pod numer kończący się na 56, bez skutku.

Tymczasem Basia zgłosiła na poczcie w Szwajcarii, że list polecony nie doszedł, kazano jej wypełnić druk zgłaszający zagubienie przesyłki, obiecano zwrot wartości biletu i opłaty pocztowej, i poinformowano, że poczta szwajcarska zawiadamia o sprawie… policję. Jak rozumiem, jakiś policjant szwajcarski zajmuje się w tej chwili telefonowaniem pod warszawski numer, kończący się na 56.

Bilet kolejowy kupiłem na lotnisku w Zurichu sam. List Basi do tej pory nie dotarł (jest 25 września).

Poczcie Polskiej składam serdeczne gratulacje.

(na fotografii rzeźba Pabla Picassa „Pawian i jego młode”, ze zbiorów Muzeum Narodowego w Bazylei)

Udostępnij


O mnie



  • Dobry Wieczór,Panie Jerzy.

    Jak zapewne Pan zdążył zauważyć Poczta ma wiele innych priorytetów i na dostarczanie listów ma trochę mniej czasu…

    p.s
    Pozdrawiam z Wrocławia,
    odkąd nie znajduję już Pana w ulubionym dawniej radiu,
    nie wiedziałem,że mogę Pana poczytać tutaj.
    Ale udało się,znalazłem.

    dziękuję,jak zawsze słowo wyważone,mądre,inspirujące.
    (odnośnie Baltusa)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes