
Dwa lata temu pisałem na facebooku w związku z tą fotografią:
„Otóż Bokser był prezentem od mojej siostry. Nie pamiętam, co sprawiło, że siostra na spółkę z babcią, z którą spędzaliśmy tamto lato w Kołobrzegu, zaczęły… szyć garderobę dla małpki. Obawiam się, że jego rzeczy nie przetrwały, a szafę miał(by) wypełnioną po brzegi. Zapamiętałem piżamę, ze dwa stroje sportowe (krótkie spodenki oraz żółty flanelowy dres), coś w rodzaju garnituru w kratę, paltocik i czapkę zimową… Oczywiście dość szybko, codziennie dobierając strój Boksera do pogody, zacząłem słyszeć od dalszych krewnych i znajomych głosy dość oględnie, ale jednak czytelnie dla dziewięciolatka kwestionujące moją męskość, bo przypominało to zabawę lalkami (jedną lalką, cóż, że z ogonem, na który zresztą w spodniach miał piękny rozporek… z tyłu). Więc przypuszczam, że dość szybko stanąłem przed dylematem, czy narażać się na narastającą krytykę w stylu „co to za chłopiec, który…”, czy też godzić się, by Bokser ubrany był nieodpowiednio – co przyspieszyło moment deziluzji, że przecież pluszak się nie spoci ani nie zaziębi i problem rozwiązało. Ale jeśli dobrze pamiętam te jego ciuchy, to naprawdę szkoda, że nie przetrwały – choć zakamarki w mieszkaniu mojej matki wiele mogą wciąż skrywać – bo były majstersztykiem miniaturowego krawiectwa. Ale fotografia dokumentuje, jak widzę, ostatnie dni jego golizny; sądzę, że już tydzień później miał pierwszy strój :)”
No więc stroje, owszem, przetrwały. I teraz zapraszam Państwa na rewię mody, ostatni występ Boksera w jego strojach, pracowicie upranych i uprasowanych (!) przez moją żonę. Przy okazji pytam, czy ktoś nie ma ochoty przejąć ode mnie tego zbioru garderobiano-zoologicznego w prezencie. Uprzedzam, że sierść Boksera trochę obłazi (prawdopodobnie trzeba by go przejechać golarką elektryczną, zwłaszcza ogon wydaje się w złym stanie). Tylko poważne propozycje…















Projekty i wykonanie: Dorota Wiślicka i śp. Maria Sosnowska. Foto: JS