Przy okazji dyskusji na temat tego, jak powinno brzmieć Radio Nowy Świat – w którym mam nadzieję mieć audycję lub dwie – pojawia się co pewien czas postulat, że nasze radio ma być obiektywne w stosunku do wydarzeń politycznych, albo zgoła apolityczne. Jest to z grubsza zgodne ze sposobem myślenia organizatorów, z którymi często rozmawiam. Ale moim zdaniem rzecz jest niestety trochę bardziej skomplikowana, niż to się na pozór wydaje – co piszę na własną odpowiedzialność, nie konsultując tego z organizatorami NŚ.
PO PIERWSZE: rządząca obecnie partia co najmniej od dziesięciu lat definiuje konflikt polityczny wedle reguły „kto nie z nami, ten przeciwko nam”. Działa to jak samosprawdzająca się przepowiednia. Chodzi nie tylko o to, że wystarczy powstrzymywać się od chwalenia PiS, żeby zostać uznanym za wroga. Prawie nie ma tematów neutralnych! Lubisz Tokarczuk – jesteś posądzony co najmniej o nazifeminizm i antypolskość. Martwi cię los przyrody – kto wie, czy nie zostałeś ekoterrorystą. Drażni cię disco-polo – oho, pogardzasz suwerenem. Twierdzisz (a to nie opinia, tylko stwierdzenie faktu), że w polskim prawie istnieje zakaz zmieniania reguł wyborów po ustawowo określonym terminie – chcesz zdestabilizować państwo. Masz jakieś autorytety spoza wąskiej listy odwiedzających TVP – ulegasz wrogiej propagandzie. I tak dalej.
Chodzi także o to, że wiele posunięć władzy jest tak – powiem oględnie – kontrowersyjnych, że człowiek nawet się nie spostrzeże, a zaczyna tę władzę krytykować (ostatnio zdarza się to coraz częściej także publicystom, którzy generalnie opowiadają się „po tamtej stronie”). W ciągu minionych czterech lat pisałem o tym wielokrotnie: zanikł środek, który był zresztą moim środowiskiem naturalnym. Jesteś „za” albo „przeciw” – zarówno w oczach władzy, jak we własnych oczach, bo linia obecnych władz jest do tego stopnia „nieneutralna”, także moralnie, że wymaga choćby w myślach jasnego opowiedzenia się po którejś stronie: akceptujesz to, co się dzieje, czy nie. Tego właśnie moralnego aspektu sprawy nie widzą symetryści – i tej usterki poznawczej wybaczyć im nie umiem.
Mówiąc nawiasem, Radio Nowy Świat może dlatego dysponować tak świetnym zespołem dziennikarzy, że większość z nas została wykluczona przez obecne władze i ich entuzjastów: wyrzucono nas z pracy albo z niej sami, zniesmaczeni, odeszliśmy. Jesteśmy zatem – chciał, nie chciał – naznaczeni i choćbyśmy robili jedynie audycje muzyczne i o modzie, i tak będziemy postrzegani jako przeciwnicy, jeśli nie obozu rządzącego, to przynajmniej „mediów narodowych” (owszem, to się już dzieje).
W dodatku jest jeszcze PO DRUGIE: wystarczy dziś uprawiać dziennikarstwo zgodne z tradycyjną kartą etyki mediów, opracowaną prawie 100 lat temu przez nadawców amerykańskich (mam na myśli Kodeks Radiowy National Association of Broadcasters z 1937 roku, dysponuję wersją z późniejszymi zmianami, opublikowaną w 1978), żeby zacząć mówić coś kompletnie innego niż TVP, by o innych prorządowych mediach już nie wspominać. Jak w tej sytuacji zachować „obiektywizm”? A raczej: jak sprawić, żeby, zachowując obiektywizm, nie zderzyć się natychmiast z narracją rządu?
Krótko mówiąc: oczywiście, że zespół, w którym się znalazłem, będzie chciał pokazać, jak wygląda przyzwoite dziennikarstwo, a polityki na antenie ma być jak najmniej. Ale wyobrażanie sobie, że jest dzisiaj możliwe działanie w przestrzeni publicznej bez identyfikacyjnej łatki, jest marzeniem o innej Polsce niż ta, którą sobie tymczasem urządziliśmy. Niestety.
Poniżej: cytaty lub parafrazy cytatów ze wspomnianego Kodeksu Radiowego NAB:
(obrazek tytułowy ze strony encyklopedia.pwn.pl)