Na Festiwalu Góry Literatury będę miał zaszczyt prowadzić spotkanie z Olgą Tokarczuk, więc o jej „Empuzjonie” napiszę mniej, niż by należało. A i tak dużo. Postaram się przy tym nie spoilerować.

Uzasadnieniem zapowiadanych gier z „Czarodziejską górą” jest fakt, że lekarze z Davos przyjeżdżali do Görbersdorfu (Sokołowska) po naukę, jak zorganizować klimatyczne leczenie gruźlicy. Te gry są naprawdę „apetyczne” (by użyć słowa, które lubi główny bohater): ewidentna ironia pozostaje ironią, nie szyderstwem; znajdujemy szybko odpowiednik Kławdii Chauchat, są trzymający się z boku Rosjanie, Settembrini został, jak mi się zdaje, rozpisany na dwóch bohaterów, nie ma natomiast Naphty, chyba żeby zobaczyć go we Frommerze, znanym zresztą z „E.E.”. Pojedynek o duszę Castorpa, tu Wojnicza, zyskuje domyślną w tamtej powieści, a tu dość jasno zarysowaną motywację homoseksualną. Zamiast wyprawy na nartach mamy samotny spacer do lasu, równie precyzyjnie, jak u Manna, opisane jest menu. Bohater został ekonomicznie sprowadzony na ziemię: studenta nie stać by było na tak długi, jak w „Czarodziejskiej górze”, pobyt w głównym budynku sanatorium, toteż Mieczysław mieszka w nieodległym od „Kurhausu” tańszym pensjonacie. Tokarczuk zrobiła oczywiście porządny research historyczny, czemu zawdzięczamy postać Thilo von Hahna, którego pierwowzór nazywał się Leo Popper i był przyjacielem Györgya Lukácsa (ten pojawia się na chwilę pod swoim własnym imieniem). Coś mi mówi, że i pozostali bohaterowie mogą mieć swoje odpowiedniki w rzeczywistości, ale nie zdążyłem tego sprawdzić (książkę skończyłem czytać wczoraj wieczorem).

Miłośnik Tokarczuk znajduje tu wiele wątków, znanych z poprzednich powieści: rzeczywistość podszyta jest magią, mamy kogoś w rodzaju mnicha Paschalisa, niechęć Janiny Duszejko do potraw mięsnych, motyw nie-tożsamości z „Gry na wielu bębenkach”, przez dziwaczną ikonę prześwieca wizerunek Kummernis. Pojawia się pytanie o kobiecość, męskość i stany pośrednie.

Ale, ale – tu zaczyna się problem, jaki mam z tą książką. Bohaterowie, zamknięci w męskim gronie (konsekwentniej, niż u Manna, bo tam Kławdia jednak nie jest tylko milczącą postacią, widywaną na ścieżkach uzdrowiska) dyskutują na tematy rozmaite, jednak każdy temat prowadzi ich do „kwestii kobiecej”. I o kobietach wygadują same kocopały. Tokarczuk na zakończenie podaje sumiennie, z jakich autorów te brednie zaczerpnęła, i są to pierwszoligowe nazwiska naszej kultury, łącznie zresztą z elitą XX wieku. Wszystkiemu jednak wyraźnie patronuje Otto Weininger ze swoim dziełem „Płeć i charakter” z 1903 roku, którego nazwisko pada zresztą w jednym z dialogów. To on stanowi bazę warzonej przez Autorkę potrawy, do której wrzucone są zdanka Sartre’a, św. Augustyna czy Kerouaca. Wedekind, Lombroso, Strindberg, Schopenhauer, Nietzsche i Freud to najważniejsze, poza Weiningerem, składniki – znana mi nieźle mieszanka z przełomu XIX i XX wieku. To oni dyktują w „Empuzjonie” mężczyznom, co myśleć o kobietach. I jest to dyskurs spójny i pozbawiony szczelin: wszyscy uważają to samo. Że: mniejszy mózg, brak zmysłu moralnego i artystycznego, za to rozwinięta sztuka ich imitacji, spod której przeziera bezmyślne pragnienie uwodzenia i bycia zapładnianymi. Wobec czego natura byłaby doskonalsza, gdyby kobiet nie było w ogóle, gdyż mężczyzna, jako istota racjonalna, nie byłby wtedy kuszony do upodlenia swej wzniosłej natury przez upokarzające zaloty i niesmaczny akt seksualny.

Trudno przeczyć, że takie stanowisko zaistniało w historii i zyskało popularność właśnie w specyficznej atmosferze fin-de-siecle’u. Toteż dla świata przedstawionego powieści, rozgrywającej się w przededniu Wielkiej Wojny, jest ono precyzyjnie dobrane i wiarygodne. Rzecz jednak w tym, że powieść rozgrywa się wprawdzie w 1913 roku, ale równie ważnym jej czasem jest czas powstania i publikacji: dzisiejszość.

Od kilku co najmniej lat – jeśli nie od kilkunastu – jesteśmy świadkami narastającej rewolucji. Na naszych oczach ginie patriarchat. Wiadomo, że epoka rewolucyjna nie sprzyja niuansom. Co nie oznacza, że człowiek myślący ma ten brak niuansów przyjmować jako oczywistość. Tymczasem w ramach rewolucyjnego rozmachu, oprócz feminizmu, który popieram, narodził się seksizm przebrany za feminizm (seksizm zazwyczaj rozumiemy jako kolejny synonim prześladowania kobiet, lecz etymologicznie oznacza on przecież dyskryminację ze względu na płeć, niezależnie, jaka ta płeć jest). Ten seksistowski obraz świata jest w gruncie rzeczy wizją Weiningera, tyle że z odwróconymi znakami: w nim to kobiety są nośnikami prawdziwych wartości, rozwiniętymi harmonijnie ludźmi o naturalnym i niezawodnym instynkcie moralnym, eksterminowanymi od tysiącleci przez mężczyzn, z których testosteron czyni potwory, skłonne bez wyjątku (!) do morderstw i gwałtów, potwory maskujące się bredzeniem o „dzielności”, „wyższych wartościach” i „prawdziwej”, to znaczy męskiej, „kulturze”.

Głosy, zwracające uwagę, że choć wśród gwałcicieli i morderców mężczyźni to niemal 100%, wśród mężczyzn jednak gwałciciele i mordercy nie stanowią bynajmniej większości – z całą pewnością także mój niniejszy głos – ulegają w najlepszym razie wyciszeniu (co gorsza, jedyne wzmocnienie, na które możemy liczyć, płynie od konserwatywnych, patriarchalnych polityków – Boże, ratuj mnie przed takimi przyjaciółmi). W najgorszym zaś razie zostają potraktowane jako robienie alibi wspomnianym mordercom i gwałcicielom (tudzież łajdakom pomniejszym). Opowieść mężczyzny, dyskurs WRAŻLIWEGO, nie-przemocowego MĘŻCZYZNY został usunięty z pola naszej episteme, wedle logiki: „mieliście dla siebie ze dwa tysiące lat, nagadaliście się, więc teraz milczcie”. Klasyczne zjawisko wahadła: podczas rewolucji przelatuje ono w przeciwną stronę.

Jeśli powieść Tokarczuk ma być obrazkiem obyczajowym z 1913 roku, to wprawdzie i wówczas jest on dość karykaturalny, ale jakoś się broni. Ale ta powieść nie ma być obrazkiem obyczajowym, bo właściwa dla Autorki magia czyni przecież z fabuły klucz do zrozumienia zjawisk ponadhistoryczny, klucz mityczny. A w takim razie ośmielam się zaznaczyć, że nawet na przełomie XIX i XX wieku dałoby się znaleźć świadectwa innej postawy, niż ta z linii Nietzsche-Weininger-Freud, nie mówiąc o następnych 119 latach, a także o epokach wcześniejszych. Nie myślę przeczyć, że kultura europejska była patriarchalna, ale kobiecość bywała w niej przedmiotem pozytywnej fascynacji, bywała dowartościowana: dość przypomnieć źródłowe chrześcijaństwo (sprzed edyktu Konstantyna), wczesne średniowiecze z „Tristanem i Izoldą”, późniejsze z kulturą dworską, czasy świętej Teresy z Avila, czy dowartościowujące kobietę Oświecenie. Nawet XIX wiek to przecież nie tylko okrzyk „kobieto, puchu marny”, ale i „Tessa d’Urberville” Hardy’ego, nie tylko pełna Hassliebe (Hassliebe, nie czystej nienawiści) „Nana” Zoli, ale i empatyczna „Pani Bovary” Flauberta, nie tylko Świętochowski ze swoim sceptycznym stosunkiem do praw kobiet, ale i John Stuart Mill. Specjalnie nie wymieniam kobiet, które musiały przebijać się ze swoją twórczością przez patriarchalne bariery (to bezsporne); chodzi mi o mężczyzn, dla których kobiety stanowiły świat odmienny, ale fascynujący, bynajmniej nie traktowany z pogardliwą wyższością. W tym sensie, jakem mężczyzna, wizerunkom mężczyzn w „Empuzjonie” przyglądałem się jak wizerunkom kosmitów z „Wojny światów” Wellsa: niesympatyczne to-to, krwiożercze i tak zadufane, że nawet nie chce się tego zrozumieć.

Odkąd książka Weiningera, zresztą okrojona do jednego tomu, została po osiemdziesięciu latach wznowiona jako I tom „Biblioteki feministycznej”, jest dla mnie oczywiste, że Weininger stanowi wymarzonego chłopca do bicia, wroga idealnego, bo niewymagającego. Jego obsesje (antyfeminizm, antysemitym, skryty homoseksualizm) są widoczne gołym okiem. Intelektualnie nie broni się w ogóle. Ale nie jest to standardowy męski ogląd kobiet, zapewniam.

Sed contra: Tokarczuk jest oczywiście zbyt wytrawną i mądrą pisarką, żeby pozostawić świat aż tak bardzo uproszczony, tak seksistowski. I nie chodzi mi nawet o intrygującą kreację głównego bohatera. Im bliżej wyjaśnienia, co dzieje się w lasach pod Görbersdorfem i kto właściwie nam to wszystko opowiada, tym relacja między biegunami męskości i kobiecości robi się bardziej nieoczywista i intrygująca. Ale żeby wyjaśnić, co mam na myśli, musiałbym spoilerować, więc wypada mi zmilczeć. Jeśli tak mają wyglądać bieguny (nie: Bieguni), ekstrema płciowości, to, z opisanymi wyżej oporami, ale jakoś to przyjmuję. Choć mi żal, że w książce nie ma ani jednego sensownego faceta. OK, rysujemy tym razem grubymi kredkami i pogranicza nas nie interesują (poza pograniczem płci w sensie biologicznym). Niech tak będzie.

Ostatnia uwaga: spodziewałem się, mówiąc szczerze, czegoś, co będzie „przerywnikiem” w poważnej twórczości O.T., jak „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, którą to powieść mam uparcie – mimo zawrotnej popularności tej książki – za urocze skądinąd złapanie oddechu między genialnymi „Biegunami” i genialnymi „Księgami Jakubowymi”. Tymczasem „Empuzjon” wydaje mi się dużo ciekawszy od „Pługu…”, bardziej wyrafinowany. A czyta się świetnie i jest językowo piękny. Ale któż miałby umieć opowiadać, jeśli nie Olga Tokarczuk?  

Udostępnij


O mnie



  • Myślę, że zawczasu powinien Pan skonsultować pytania z interlokutorką celem uniknięcia tradycyjnego zdominowania ich nad odpowiedziami. Innym również rozwiązaniem może być elimanacja 2/3 słów z tekstu pytań, a szczególnie tych dłuższych, składających się z więcej, niż 4 sylab, a także makaronizmów, ouzonizmów i wszelkich tego typu stylistycznych wypełniaczy wywołujących w słuchaczu efekt austriackiego gadania. Niezbędnym jest też unikanie szczególnie irytujących śmichów-chichów oraz wikłania się w zagadnienia, na które tylko Pan zna odpowiedź.
    PS Na Lwów i Odessę spadają rakiety, a na Titanicu niekończący się bal i obżeranie się kremówkami…

  • @ dr Janusz Przybysz
    1. Dziękuję. Gdyby nie Pańskie rady, na pewno bym sobie nie poradził.
    2. (ad. PS) Pan, rozumiem, wybiera się z karabinem na wojnę? Na pewno, bo przecież inaczej pretensja do zajmowania się literaturą (bal na Titanicu) byłaby niemądra.
    Ze stosownymi wyrazami –
    JS

  • PiSowskie gadanie, że tylko pozostaje mi wzruszyć ramionami…

  • @ dr Janusz Przybysz
    No, doprawdy, PIS przeze mnie przemawia codziennie 😀 Przynajmniej mnie Pan rozbawił, ale na tym zakończymy naszą znajomość. Żegnam.
    JS

  • Z całym szacunkiem, ale czy Szanowny Gospodarz nie obawia się, że spotkanie z Noblistką może zniweczyć gwałtowny kaprys pogody?

  • @Rycerz Okrągłego Stołu
    W zamku w Ścinawce? 🙂
    JS

  • Zastanawia mnie, po co niektórzy goście wchodzą na Pana blog,skoro w ogóle nie są zainteresowani treścią postów, albo raczej traktują je jako pretekst do złośliwego przytyku, zazwyczaj podszytego złośliwą ironią. Dziwne to, doprawdy,hobby.
    Pozdrawiam.

  • @ Paweł Rodak
    Też mnie to zastanawia. Pozdrowienia!
    JS

  • Nie warto czytać książek, o których z góry wiadomo, że nie mogą być kanwą dla filmowego scenariusza!!! W przypadku Olgi Tokarczuk na 99% tak będzie, albowiem jej pisarstwo ma charakter „rozporządzenia do użytku wewnętrznego”, które a priori zakłada wąski, ELITARNY krąg nie tyle odbiorców, ile adresatów, czyli w większości osób o zerowym potencjale nawiązywania trwalszych relacji emocjonalnych ergo bezdzietnych singli, wypełniających pustkę w swoim bezuczuciowym życiu analizą tematyki podrzucanej im przez modnych literackich celebrytów (a szczególnie niejajeczkujące Noblistki). Jest zatem czytanie Tokarczuk zwykłą stratą czasu, tym bardziej, że coraz bardzie brnie ona w niezrozumiałą żonglerkę słowną i stawianie pytań, na które tylko ona sama zna odpowiedź.

  • @Marian Stalaktyt
    Rozumiem, że Pana wpis to taka parodia, ilustrująca problem, dotknięty przez Autorkę podczas Festiwalu Góry Literatury?
    (Dopytuję, bo nie jestem pewien…)
    JS

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Premium WordPress Themes