Przyjechała dzisiaj ekipa (sympatyczna i fachowa) z Antykwariatu Grochowskiego, żeby zabrać książki, które zalegają mieszkanie po rodzicach. Książki przejrzane już przez moją siostrę i przeze mnie. Książki, których wciąż było dużo, za dużo, żeby ekipa poradziła sobie z nimi na raz, a nawet na dwa razy (dalszy ciąg w piątek). Czekając na jej powrót, obfotografowałem rozmaite rzeczy, które towarzyszyły mi w dzieciństwie, ale raczej pora się rozstać (wyglądają realnie jeszcze gorzej, niż na zdjęciach, a poza tym nasze – żony i moje – obecne mieszkanie, jakkolwiek w miarę duże, ma skończoną objętość).
Szkolny globus mojej siostry: odtąd Ziemia wygląda w mojej wyobraźni właśnie tak.Brat babci, który zginął podczas ćwiczeń wojskowych w okresie międzywojennym, miał zostać malarzem (zdaje się, że zdążył dostać się na krakowską ASP). Chyba w „Wielościanie” wspominałem o tym obrazie, że jako dziecko nie mogłem się zdecydować, co właściwie przedstawia: wieś na skraju rzeki, czy szosy…Góral witał wszystkich w przedpokoju.Pomysł, żeby wejść na szczyt góry, hamowało moje wrażenie, że okolice szczytu zamieszkuje biały, gigantyczny krab, po którym nie należy się spodziewać niczego dobrego.Puzderko z celuloidu (przed naprawami wyglądało niewątpliwie trochę lepiej).Jawne naśladowanie Ślewińskiego z okresu jego pobytu w Bretanii, ale jako miłośnik Kołobrzegu byłem przekonany, że to tam (skałki kołobrzeskie usunięto w 1973 roku).Talerz znad kredensu, który (kredens) stał w tym samym miejscu przez blisko 60 lat, więc jeżeli miałem jakąś Axis Mundi, to kredens z tym talerzem ją wyznaczał.Dziś nie umiem ocenić, czy to wpadka malarza, czy dziecięcej wyobraźni, ale byłem kiedyś przekonany, że zza drugiego brzegu jeziora wyłania się olbrzym w berecie.I zegar. Na kredensie. Pod talerzem.
A na koniec wyleciał spomiędzy książek zeszyt, który otworzył się na… Eklezjaście.
Tak w ogóle, to był przepisany mamy ręką bezdebitowy tom wierszy Miłosza, uzupełniony potem wyciętym z gazety (chyba z „Tygodnika Powszechnego”) tłumaczeniem mojej ulubionej księgi biblijnej.
Słowo „seans” pochodzi jakoby ze starofrancuskiego seoir, co znaczyło: siedzieć. A zatem „seans” to etymologicznie „posiedzenie”. Ale w polszczyźnie zrósł się z dwoma kontekstami,...
Odczekałem falę INBY (nie pierwszej i nie ostatniej) i z czegoś się zwierzę prawie poza tamtym kontekstem. Mianowicie: z rosnącego nie od wczoraj dystansu...
Rejoice, O young man, in thy youth; and let thy heart cheer thee in the days of thy youth, and walk in the ways of thine heart, and in the sight of thine eyes: but know thou, that for all these things God will bring thee into judgment. 10Therefore remove sorrow from thy heart, and put away evil from thy flesh: for childhood and youth are vanity. (Raduj się zatem, młodzieńcze, swoimi latami, lecz koniecznie zadbaj, by mieć dobre serce, i tylko wtedy kieruj się jego wskazówkami, gdziekolwiek oczy poniosą cię po świecie. Pamiętaj jednak, że ze wszystkiego, co tylko uczynisz, zdasz dokładny rachunek przed Bogiem. Nie pozwól zatem, by gniew lub skrywane żale gnieździły się w twym sercu, wiodąc cię do grzechu. Pamiętaj, że młodość i piękno szybko przemijają i w końcu się okazują sprawami bez wartości.)
PS 1 Pamiątki w fantastycznie zachowanym stanie, że brakuje między nimi już tylko wehikułu czasu https://www.youtube.com/watch?v=7aVpiGzsCBI PS 2 Zazdroszczę Panu bananowego dzieciństwa nawet pomimo ewidentnie kontrproduktywnej nadopiekuńczości rodziców.
@Oliwier Kamień Wszystko fajnie, marzenie o wehikule czasu podzielam, natomiast nie bardzo wiem, skąd wzmianka o „bananowym” dzieciństwie. Mnie się to kojarzy z bananową młodzieżą, do której w żadnym sensie nie należałem. Również zdumiał mnie Pan wzmianką o nadopiekuńczości moich rodziców. Wygląda to tak, jakby Pan znał mój dom rodzinny lepiej, niż ja, w co – uczciwie mówiąc – nie wierzę. Ukłony – JS